Ustawienia Twojej prywatności

Strona korzysta z plików Cookies, aby zapewnić Ci maksymalny komfort korzystania z serwisu oraz jego usług oraz dostosować treści do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza akceptację że będą one zamieszczane w urządzeniu końcowym. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce.

PARYŻ PEŁEN GRACJI I BEZRADNY LIPSK. Dziś powtórka?

Dodał: Jan Nadolny
Data dodania: 19-08-2020 11:27
PARYŻ PEŁEN GRACJI I BEZRADNY LIPSK.  Dziś powtórka?

 

 

Na lizbońskim stadionie słońca, w chwalebnym blasku reflektorów w pełni zasłużenie wygrzewali się piłkarze Paris Saint-Germain. Po latach wielkich obietnic i jeszcze większych blamaży, Neymar i spółka w końcu staną przed szansą odcięcia się od łatki grających dla zarobku oraz spełnienia katarskich ambicji.

Rzadko kiedy zdarza się, a już szczególnie w półfinale najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych świata, żeby znaczącą większością przedmeczowych zapowiedzi zawładnęła rywalizacja trenerów obu zespołów. Kiedy tylko mecz pomiędzy Lipskiem i Atletico dobiegł końca, piłkarski świat popadł w nostalgię, gdyż tym samym los sprawił, iż tory Thomasa Tuchela i Jurgena Nagelsmanna splotły się w sposób wręcz surrealistyczny.

MISTRZ I UCZEŃ

Historia ta była i jeszcze będzie przewałkowana tyle razy, że każdy średnio zaangażowany kibic zdąży się zorientować, o co się rozchodziło. Pozwolę sobie zatem na niezbyt szczegółowy przelot przez jej karty. 34-letni Tuchel i 21-letni Nagelsmann po raz pierwszy spotkali się w szóstoligowych rezerwach Augsburga. Thomas był trenerem, Julian jednym z zawodników. Gdy Nagelsmann doznał wykluczającej go z dalszej kariery zawodowej kontuzji kolana, a jego kontrakt z klubem nadal obowiązywał, trener postanowił znaleźć swojemu podopiecznemu nową rolę w drużynie. Nakazał mu przeprowadzić analizę gry następnego przeciwnika zespołu, TSV Gerstofen. Kiedy okazało się, że Julian ze swojego zadania wywiązał się wzorowo, Tuchel postanowił do końca trwania umowy Nagelsmanna angażować go w przygotowanie taktyczne drużyny, następnie znajdując zdolnemu młodzianowi posadę asystenta trenera drużyny U-17 TSV 1860 Monachium. Tu drogi obu panów się rozeszły, by wczorajszego wieczoru, po 11 latach zagrać przeciwko sobie, w półfinale Ligi Mistrzów.

RÓŻNICA KLAS CZY SABOTAŻ?

A sam półfinał już tak piękny jak historia obu panów wcale nie był. O ile drużyna Tuchela zagrała jak pretendent do zdobycia uszatego trofeum, tak Lipsk Nagelsmanna wydawał się nie tyle słabszy od rywala, co po prostu nie przygotowany do rywalizacji na tym poziomie. PSG było zespołem lepszym pod każdym względem, zdominowało rywala i kontrolowało boiskowe wydarzenia przez pełne dziewięćdziesiąt minut. Jedynym elementem, który w ekipie Byków nie odstawał rażąco od standardów Paryżan była defensywa. Jednakże dopiero po odosobnieniu pozycji bramkarza. Pytanie nasuwa się jedno - czy to PSG wspięło się na wyżyny, do zera minimalizując szansę Lipska na triumf swoją wspaniałą postawą, czy drużyna z Lipska, pomimo cielesnej obecności, nie dojechała na to spotkanie pod pozostałymi postaciami, własnoręcznie odbierając sobie szanse na awans do finału (opcja braku szans Die Roten Bullen z powodu populistycznej „różnicy klas” jest oburzająco niesprawiedliwa, co zespół Nagelsmanna udowodnił pokonując wcześniej półfinalistę z Lyonu, Tottenham czy Atletico Madryt, dlatego nie jest brana pod uwagę)? Odpowiedź najpewniej znajduje się gdzieś pomiędzy. Poznać jej niestety nie będzie nam dane. Pewne jest jedynie to, że RB Lipsk jak i osoba samego trenera otrzymali od Francuzów bolesną, acz bardzo pouczającą lekcję futbolu.

PRĘDZEJ CZY PÓŹNIEJ

Wielu myślicieli futbolu nie od dziś, przy każdej z tak wielu spektakularnych porażek PSG w minionych edycjach LM stale powtarza, że Paryżanie prędzej czy później staną się europejskim hegemonem. Czy już dziś świat futbolu doczeka się owego prędzej? Utarcia nowej ścieżki sukcesu, której fundamentów wcale nie musi tworzyć bogata tradycja, czy wypracowywana latami zwycięska tożsamość, a wystarczą jedynie odpowiednio bezdenny kapitał i roztropne zarządzanie stroną medialno-marketingową. Być może właśnie teraz, wchodzimy w epokę ekskluzywnego butiku. Przedsięwzięcia medialnego skupiającego osobowości z najwyższej półki, w którym idea sportu stanowi tylko dodatek. Świadkami tego możemy być już w najbliższą niedzielę.

JUTRO POWTÓRKA?

Czy dzisiaj, w półfinale nr 2, również zobaczymy jednostronne zwycięstwo niekwestionowanego faworyta? Kurs bukmacherski jest bowiem bezwzględny - 10 do 1 dla Bayernu. Po 7 latach, Robert Lewandowski ponownie staje przed okazją zdobycia upragnionego przez siebie trofeum. Wtedy, na drodze stanął mu Bayern z Arjenem Robbenem i Franckiem Riberym na czele. Teraz to on, już o godzinie 21:00 na Estadio Jose Alvalade, z 14 bramkami i 5 asystami na koncie, jako lider Dumy Bawarii może wprowadzić ją do wielkiego finału Ligi Mistrzów UEFA A.D. 2020.

Inne artykuły