Absurdy, bareizmy i wpadki. Futbol daje nam więcej niż emocje.
Dodał: Jan Szlempo
Data dodania: 16-09-2021 13:37
Ostatnie tygodnie obficie wynagrodziły fanów futbolu - w piłce działo się naprawdę dużo. Na pierwszy ogień ruszyły ligi krajowe - kilka tygodni temu mogliśmy oglądać zmagania w Europejskich krajach. We Francji - debiut Leo Messiego i Sergio Ramosa. Anglia - powrót Cristiano Ronaldo. Włochy - Allegri ponownie na ławce trenerskiej. Oczywiście to nie wszystko, chociaż to te wydarzenia przyciągnęły najwięcej kibiców.
Ligi nie zdążyły się jeszcze rozkręcić na dobre, a już ręce zacierać mogli fani futbolu reprezentacyjnego. Oglądaliśmy zmagania naszej reprezentacji, mogliśmy zobaczyć start Hansiego Flicka w roli trenera ekipy Niemiec, ocenić formę Włochów czy Hiszpanów.
W trwającym tygodniu powróciły też najbardziej elitarne rozgrywki - Liga Mistrzów. I wróciły
z przytupem, bowiem takie hity jak Bayern Monachium - Barcelona, Inter Mediolan - Real Madryt, czy AC Milan - Liverpool to nie tylko poezja piłkarska, ale też kawał historii, wspomnień i magii przeszłości. Wprawdzie obejrzeć można było też mecz RB Lipsk - Manchester City, czyli drużyn, które trofeum Ligi Mistrzów mogą (i jeszcze przez wiele lat tak zostanie) oglądać przez szybkę w muzeach swoich rywali ligowych.
Tak czy inaczej piłka nożna wróciła, wrócili kibice na trybuny, wraca normalność. Od kilku tygodni więc obserwować możemy wyczyny wirtuozów futbolu, ale też…. absurdalne sytuacjie. Oto kilka z nich.
Sanepid, karabiny i propaganda
Na samym początku września miał odbyć się mecz eliminacji mistrzostw świata rozgrywany między Brazylią a Argentyną. Miał, bo rozpoczął się zgodnie z planem, jednak po kilku minutach został przerwany. I to w oparach absurdu, skandalu, głupoty i propagandy. W piątej minucie spotkania rozgrywanego na Arena Corinthians na boisko wtargnął Brazylijski sanepid w akopaniamencie policji. Piłkarze oraz działacze byli w niemniejszym szoku jak kibice zgromadzeni na stadionie. Brazylijskie Ministerwstwo Spraw Wewnętrznych przeprowadziło tę niebywałą akcję, twierdząc, że czterech piłkarzy ze składu Argentyny złamało przepisy covidowe, a skoro tak - to mają zostać deportowani. Piłkarze byli w Brazyli już od trzech dni, wiadomo było jakim lecą samolotem, gdzie lądują, jaką drogą przemieszczają się do hotelu i na stadion. Brazylijskie służby mogły znaleźć wiele różnych rozwiązań tego problemu, a wybrali propagandowy skok.
Emiliano Martinez, Cristian Romero, Giovani Lo Celso, Emiliano Buendia - ci gracze, którzy występują w Premier League stanowili problem dla służb. A problem zaczyna się poniekąd wcześniej, bowiem federacja Ligi Angielskiej zabroniła piłkarzom angielskich drużyn wyjazdów na zgrupowania w Ameryce Południowej. Wszyscy przylatujący do Brazylii z Indii czy właśnie Anglii muszą odbyć dwutygodniową kwarantannę. Argentyńczycy nie tylko tego nie zrobili, kłamali też podobno w dokumentach - dlatego powinni zostać deportowani według krewkich urzędników. Na tyle krewkich, że wdali się oni w przepychanki!
Nie milkną echa tej sytuacji. Zwłaszcza, że nie jest ani troche jednoznaczna - służby wydały zgodę na grę wszystkim zawodnikom Argentyny. Po interwencji Gubernatora Sao Paolo, ta decyzja została zmieniona, akurat przed meczem. Spotkanie zostało odwołane i prawdopodobnie reprezentację z kraju kawy czeka przegrana walkowerem. Co miało na celu takie egzekwowanie przepisów sanitarnych? Pokaz siły służby brazyliskiej? Piłka nożna jest dla fanów, nie dla przepisów, służbistów i politycznych przepychanek, dlatego możliwych odpowiedzi jest wiele, ale tak naprawdę liczy się końcowy efekt wydarzeń - kompromitacja na oczach świata i smutek w oczach kibiców.
Spalony odwołany. Sędzia jak chorągiewka na wietrze...
Śląsk Wrocław wygrał ze stołeczną Legią w dość nieoczywistych okolicznościach. Bramka padła kuriozalnie. Gracze Śląska Wrocław wykorzystali błąd sędziego oraz dezorganizację w bloku defensywnym legionistów. Bitor Garciia wykoywał rzut rożny, piłka do niego wróciła, sędzia Marcin Boniek zasygnalizował pozycję spaloną. Nie byłoby w tym nic nietypowego, gdyby nie fakt, że Boniek popełnił błąd, a piłkarze Legii obdarzyli go zbyt dużym zaufaniem i po prostu stanęli zamiast czekać na gwizdek głównego arbitra.
W tej sytuacji spalonego po prostu nie było, co oczywiście pokazały powtórki. Na nic zdały się więc krzyki Artura Boruca, czy wołania piłkarzy ze stolicy. I choć to sędzia liniowy popełnił oczywisty błąd, konsekwencje zapłacą piłkarze i cały klub. Cenę płaci też klub z Wrocławia, bo zwycięstwo jest cenne, trzy punkty ważne, ale duch sportu - bezcenny. Klub spotkał się ze sporą krytyką za brak fair play i ducha sportu. Czy słusznie? Wykazali się sprytem i koncentracją, strzelili gola, wygrali mecz. W podobnym stylu przechytrzona defensywa Barcelony straciła słynnego gola w spotkaniu Ligi Mistrzów z Liverpoolem. I media piały z zachwytu! Jak widać komentatorzy sportowych zmagań lubią zmieniać zdanie. Ot, łaska pańska na pstrym koniu jeździ. Ale kaca odczuwają wszyscy - piłkarze Legii, Śląska, arbitrzy i kibice.
Wirus problemów żołądkowych
Kryzysowa sytuacja związana z niestrawnością może przydażyć się każdemu, nie jest to komfortowy temat do rozmowy, dlatego wszyscy potakują, rozumieją i nikt nie dopytuje. Wolimy o tym nie mówić, nie przyznawać się, przemilczeć. Kiedy jednak jest się zawodowym piłkarzem na światło dzienne wychodzą różne tematy, w tym te, najbardziej ludzkie, a jednak krępujące.
Wszyscy byli ciekawi jak potoczą się losy spotkania Dumy Katalonii z Mistrzami Niemiec. Barcelona znów mierzyła się z Bayernem Monachium w Lidze Mistrzów. Tym razem obyło się bez pogromu, wymiar kary, jaką nałożyli bawarczycy był niższy niż w poprzednim sezonie, nie można było jednak znaleźć nic pozytywnego w grze ekipy z Hiszpanii. Barca przegrała 0:3, a dwie bramki wpakował im nasz narodowy kosmita, Robert Lewandowski.
Gracze Barcelony walczyli dzielnie, choć za wielu argumentów nie mieli. Walczył też Jordi Alba, ale głownie z…. rozwolnieniem. Po zejściu z boiska w 74. minucie spotkania mogliśmy zobaczyć człowieka, który cierpi, jest blady i zmęczony. I możnaby pomyśleć, że tak przeżywa słaby mecz kolegów, jednak na światło dzienno wyszły prawdziwe powody cierpienia Jordiego Alby. Grał on z gorączką podchodzącą podobno do 38,5° Celsjusza oraz rozwolnieniem. Mimo choroby, złego stanu zdrowia zawodnik postanowił powalczyć na boisku - z Robertem Lewandowskim oraz samym sobą. Nie wiem, jakie zdanie na ten temat miał szkoleniowiec Barcy, jednak postawa Alby - czapki z głów. Aż przypomina się pewien hiszpański piłkarz, który nie mógł wystąpić w w spotkaniu Ligi Mistrzów 4 lata temu, a przyczyną tego stanu był… problem po goleniu nóg.
Nie tylko Jordi Alba miał problemy tego dnia. Podobny dyskomfort odczuwał jego przeciwnik - gracz Bayernu, Kingsley Coman. W 70. minucie miał wejśc na plac gry, zmiana była przygotowana, zawodnicy gotowi do przetasowania na boisku. Coman jednak pojawił się na placu gry dopiero 12 minut później. Dlaczego? Trener Bawarczyków, Julian Negelsmann wyjaśnił na konferencji, że wejście Comana było opóźnione właśnie przez… problemy żołądkowe. Trener uciął temat, nie chciał mówić o tym więcej, za Comana wszedł Gnabry, wszystko skończyło się wynikiem pozytywnym dla ekipy z Niemiec. Może panowie Alba i Coman jedli w tej samej restauracji dzień wcześniej?
Nokaut Ronaldo!
Jeśli w kontekście piłki nożnej używamy słowa nokaut, to z reguły na myśli mamy takie spotkania jak pamiętny mecz Brazylia - Niemcy, rozgywany w 2014 roku, w ramach mistrzostw świata. Ba, w ramach półfinału tych mistrzostw! Na takim szczeblu rozgrywek wynik 1:7 praktycznie się nie wydarza i jest to ewenement. Podobnie rozprawił się też Bayern z Barceloną w ćwierćfinale ostatniej Ligi Mistrzów - mecz zakończył się wynikiem 8:2! Szok dla piłkarskiego świata, nokaut skierowany w stronę Dumy Katalonii.
Tym razem to Cristiano Ronaldo doprowadził do nokautu! W drugim meczu w barwach Manchesteru United, tym razem w Lidrze Mistrzów, portugalski snajpier wyszedł na rozgrzewkę. Po rozciąganiu przyszedł czas na trening strzelecki, który zakończył się… znokautowaniem pani ochroniarz. Przed meczem w Brnie Ronaldo oddał tak mocny strzał, że doprowadził do tego, że owa pani zemdlała. Oczywiście Cristiano przeprosił za swój wyczyn, a ofierze trefnego strzału nic się nie stało.
Sport to przede wszystkim emocje, łzy i radość. Piłka daje nam piękne, emocjonalne historie, wzruszające momenty (jak choćby wczorajszy debiut Daniele Maldiniego w Lidze Mistrzów - czyli trzecie pokolenie rodziny Maldinich w trykotrach drużyny z San Siro!). Ale nie tylko, piłka nożna to też świat absurdów, bareizmów, błędów, wpadek i zabawnych sytuacji. Miejmy nadzieję, że będą nas bawić nie odbierając przyjemności ze sportowego widowiska. A sędziowie będą choć trochę bardziej uczciwi niż w filmie „Piłkarski Poker”, gdzie padło słynne zdanie: „Ja jestem uczciwym sędzią! Zapłacili za 3:0, to będzie 3:0!”