Ustawienia Twojej prywatności

Strona korzysta z plików Cookies, aby zapewnić Ci maksymalny komfort korzystania z serwisu oraz jego usług oraz dostosować treści do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza akceptację że będą one zamieszczane w urządzeniu końcowym. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce.

Trenerska loteria. Komu przypadnie Orzeł na piersi?

Dodał: Jan Szlempo
Data dodania: 06-01-2022 11:11
Trenerska loteria. Komu przypadnie Orzeł na piersi?

Kto zostanie trenerem Reprezentacji Polski w piłkę nożną? To pytanie spędza sen z powiek nie tylko kibicom futbolu, ale też działaczom związkowym oraz… naszym najbliższym rywalom, w tym Rosji.

Kurz opada. Złość na Portugalczyka

Wzburzony Mateusz Borek nagrał film, w którym zwraca się do Paolo Sousy, mówiąc, że oszukał wszystkich Polaków. Ćwiąkała po portugalsku opowiedział, jaka sytuacja zdarzyła się w naszej drużynie narodowej i jakie decyzje podjął Sousa - celem dziennikarza było dotarcie do jak największego grona odbiorców w kraju, w którym pracę znalazł nasz były selekcjoner. Gromy - jak z jasnego nieba - ciosali w stronę siwego bajeranta prawie wszyscy znawcy piłki nożnej, komentatorzy, przeklinali też fani, swoje kilka groszy dorzucili - jak zawsze - Zibi Boniek i Jan Tomaszewski.

Ten pierwszy nie powinien się chyba jednak wypowiadać, bowiem to przecież jego inicjatywą było zatrudnienie szkoleniowca z kraju żółtych tramwajów i wina. To Boniek w pojedynkę wybrał i doprowadził do zatrudnienia najemnika, który nie tylko nie szanował swoich pracodawców, ani klubów, w których pracował, ale też nigdy niczego nie osiągnął. Dał mu w prezencie turniej, który Sousa położył, a warunki pracy Portugalczyka były po prostu luksusowe. Zatrudnienie Paolo, to świnia, jaką Boniek podłożył Polskiej piłce, ale też Cezaremu Kuleszy.

W sytuacji kryzysowej jednak nie warto szukać winnych, ani wyżywać się na tych, którzy nas skrzywdzili. Należy ocenić sytuację, obiektywnie nazwać to, co jest dobre i to, co jest złe. A na końcu spróbować znaleźć w całej sytuacji korzyści. A ich jest więcej niż minusów, dlatego to wielkie, narodowe wzburzenie jest niepotrzebne - choć oczywiście mało zaskakujące.

Kryzys to rozwój. Co osiągnęliśmy?

Pierwszą i najważniejszą rzeczą, jaka przychodzi mi na myśl, gdy patrzę na Sousę, będącego trenerem Flamengo, a nie Polskiej drużyny narodowej, jest ulga. Cieszę się, że Portugalczyk nie jest trenerem naszej ekipy, bowiem on sobie na to zwyczajnie nigdy nie zasłużył. Miał wizję gry - to prawda. Dostarczył nam kilka ciekawych momentów - jasne. Pięknie opowiadał o taktyce, o grze, o pasji - tak. Pamiętajmy jednak, że jako trener nigdy niczego nie zdobył, nigdy nie stał się szanowanym trenerem w klubie, w którym pracował, nie chciał dostosować swojego pomysłu na grę do tego, jakimi piłkarzami dysponował w kadrze Polski i ostatnie - nie pokochał tego kraju, nie pokochał tych piłkarzy, nie pokochał tej pracy.

Oczywiście - piłka to praca. Praca z kadrą to jednak zupełnie inny system, inne emocje, inne pieniądze i inne wyzwania. Sousa nie musiał być przecież Polakiem, by cenić sobie naszą kadrę i kraj. Wspominał o tym Holender, Leo Beenhakker, który przecież w czasie pracy z drużyną z Orzełkiem na piersi, zamieszkał w Warszawie i aktywnie uczestniczył w Polskim życiu piłkarskim. Fakt, że ekstraklasa jest poniżej oczekiwań - zwłaszcza profesjonalnego zagranicznego trenera - jest akceptowalny. To, że ligowi gracze byli pomijani przez Sousę - ok, taką miał wizję budowania kadry, miał do tego prawo. Ale jaki był jego sposób traktowania ligi i związku? Nie mieszkał w Polsce, nie chodził na mecze ligowe, przecież interweniować w tej sprawie musiał Kulesza. Dlatego nerwy dziennikarzy i kibiców przyjmuję z dystansem, a takie listy w butelce, jak ten wysłany przez Ćwiąkałę - z żenadą (notabene bardzo merytoryczne wystąpienie, zabrakło w nim tylko klasy). Sousa nigdy nie powinien się tu znaleźć. Boniek nigdy nie powinien gwarantować mu takich zarobków i takiej drużyny.

Jestem ostatnią osobą, która broniłaby Jerzego Brzęczka, ale to on “zorganizował” ten turniej, który potem został mu odebrany. Ten romans od początku wyglądał dziwnie, Sousa był pięknym, opalonym kochankiem, ale nie kochał kadry i na końcu ją zdradził. Za kim Wy płaczecie, kogo wy obrażacie? Sousa nie zasłużył sobie na tę kadrę, a skomlące głosy poniżają pozycję kraju i drużyny narodowej. Wyjdźmy z tej sytuacji z dumą.

Cieszy też fakt, choć jest to zwycięstwo jednak pyrrusowe, że Sousa namieszał w głowie… Rosjanom. Byli gotowi na mecz z Polską, pewnie przygotowani nawet lepiej niż my, ale odejście Portugalczyka wiele zmieniło. Nie wiadomo kto i w jakim systemie będzie grał, a ta tajemnica - może dać nam przewagę. Dlatego nie dziwi też fakt, że Rosjanie próbują - jak to sowieci - podpowiadać nam, że najlepszym rozwiązaniem jest zatrudnienie Pana Czerczesowa. Drogie druzja, czas sugestii płynących ze wschodnim wiatrem już minął.

Kapitan statku

To prawdopodobnie największy kryzys, z jakim zmaga się Polska piłka od wielu lat. Przez ostatnie sezony było dość stabilnie, choć też zmiennie - nigdy jednak tak dramatycznie, zaskakująco. Związek nie był przygotowany na taką ewentualność - Paolo Sousa chce zerwać kontrakt. Pamiętajmy jednak, że już od początku jego kadencji można było słyszeć plotki, o tym, że jego agenci szukają mu lepszych miejsc do pracy. Kulesza odmówił, a kiedy jasne stało się, że tego konfliktu nie da się uniknąć - prezes wziął to na klatę. To on jest jednym z wielkich zwycięzców. Zagrał z Sousą twardo, udało mu się zagwarantować związkowi pieniądze, które jego poprzednik straciłby w procesie negocjacji. Jeśli Kulesza trafnie dobierze teraz selekcjonera - to będzie jego mit założycielski. I on na to zasługuje, bo póki co zawiaduje konfliktem niczym wytrawny gracz. Wyciszył też wszystkie rozmowy z mediami, nie komentuje plotek, nie bierze też udziału w nagonce. Zakładam, że pracuje teraz ciężko, by podjąć jak najlepszą decyzję.

I ufam, że taką podejmie. Co dalej? To pytanie zadawaliśmy sobie po meczu z Anglikami, kiedy udało nam się doprowadzić do remisu, a Sousa - wydawało się - zdał jeden z pierwszych najważniejszych egzaminów jako selekcjoner. Dziś - bez portugalczyka na pokładzie - pytanie zostaje. Przed nami baraże. Kto poprowadzi reprezentację Polski?

Nazwiska takie jak Advocat, czy Grant możemy włożyć gdzieś między fantastykę, a science-fiction. To samo z Shevchenką, a lista włochów, których plotkarze łączą z Polską kadrą jest tak długa, że pewnie zaraz się znajdzie na niej Eros Ramazzotti. Nie dziwi fakt, że giełda jest tak szeroka. Przede wszystkim - prowadzenie naszej drużyny narodowej to swego rodzaju nobilitacja, okazja do pokazania się - świat przecież śledzi kadrę, w której występuje Robert Lewandowski czy Wojtek Szczęsny. No i płacimy - jako związek - niemałe pieniądze, a Polska to przecież świetny kraj do życia.

Trenerem powinien zostać Polak, który już ma doświadczenie w prowadzeniu kadry. I choć z łezką w oku wspominam czasy Jerzego Engela, to jednak tę kandydaturę traktuję z przymrużeniem oka (wszak płynie w nim łza!). Chciałbym zobaczyć w roli trenera Marka Papszuna. Tylko czy jest on gotowy, by prowadzić piłkarzy grających na co dzień w ligach, które nawet nie zerkają na ekstraklasę? Jego warsztat trenerski jest bardzo dobry i myślę, że mógłby sobie poradzić (inny temat to fakt, że musiałby zostawić Raków, a ta ekipa jeszcze chyba nie jest gotowa na zmianę szkoleniowca). Adam Nawałka - czasem najprostsze, najbardziej prozaiczne rozwiązania są najlepsze. Uważam, że Nawałka dałby kadrze to, czego potrzebuje. Spokoju, braku eksperymentów - tylko gry, zrozumienia i zaufania. Gracze ufają Nawałce, dlatego zasłużył na drugą szansę - nawet jeśli miałaby być tylko chwilowa. Decyzja coraz bliżej. 

TAGI

Inne felietony