Były reprezentant Polski w mocnych słowach o zawodnikach Jagiellonii Białystok. „Umiesz gryźć, drapać, biegać? Tak? To zap...j!”
Dodał: Grzegorz Sawicki
Data dodania: 22-09-2021 9:50
Trwa fatalna passa Jagiellonii Białystok. Zespół ze stolicy Podlasia odpadł we wtorek z rozgrywek Fortuna Pucharu Polski po porażce z Lechią Gdańsk. Był to szósty mecz z rzędu bez zwycięstwa podopiecznych Ireneusza Mamrota. Aktualną sytuację klubu skomentował były reprezentant Polski, Radosław Kałużny, który podczas swojej kariery również zakładał koszulkę białostockiego zespołu.
Były gracz m.in Bayeru Leverkusen nie przebierał w słowach podczas rozmowy z Piotrem Wołosikiem, dziennikarzem "Przeglądu Sportowego". "Tata", znany z tego, że podczas meczów nigdy nie odpuszczał, wytknął zawodnikom Jagiellonii brak ambicji, charakteru i zaangażowania.
- Za moich czasów (przepraszam, zabrzmiałem, niczym starzec) ci chłopcy mieliby ewentualnie szansę, by usiąść na ławce rezerwowych. O boisku nie wspominam. Dlaczego? Bo oni nawet nie szarpią. „Umiesz gryźć, drapać, biegać? Tak? To zap...j!” – rozkazywał mi trener. A doprawdy nie byłem wybitnym talentem. Tak sobie przeglądam kadrę Jagi i wyliczenie na tych, którzy dają jakość kończy mi się przy piątym piłkarzu. Jeśli jesteś przeciętny, to przynajmniej walcz, ile fabryka dała. A jeżeli nie – trudno. Pozostaje gra w bierki albo w „Małysza” na komputerze - powiedział Kałużny.
- Jagiellonia momentami przypomina sanatorium, do którego zjeżdżają piłkarze, by podreperować zdrowie i stan konta. A zanim osiągną jako taką formę, z powodu braku wyników na gorący stołek wsadzą trenera. I tak to się kręci - dodał.
Kałużny podkreślił, że Jagiellonia w obecnym zestawieniu nie ma szans, aby wywalczyć miejsce gwarantujące grę w europejskich pucharach. Były zawodnik dziwi się białostockim kibicom, którzy łudzą się nadzieją.
- Gdy słyszę i czytam, że białostocki kibic martwi się, czy obecną drużynę stać na puchary, to podziwiam jego poczucie humoru. Dzisiejszą Jagiellonię stać na udział w jednym pucharze – Pucharze Polski. Jaga nieźle ruszyła, ale teraz rzęzi, lecz trudno było spodziewać się czegoś innego biorąc pod uwagę siłę jej składu - podkreślił.
- No nie da się zbudować zespołu na zgranych kartach. To mniej więcej, jak było ze mną. Jaga zatrudniła mnie i pomagałem na tyle, ile mogłem. A za wiele nie mogłem, bo organizm był zajechany. Zamiast kolan miałem grzechotki. Tylko dzieci bawić. Dlatego ani ja, ani nikt z drużyny, bo było kilku podobnych do mnie – nie bredził o pucharach. Pilnowaliśmy, żeby się utrzymać. Obecnej Jadze nie grozi spadek, lecz nie wróżę jej zbyt wiele ponadto - podsumował Kałużny
Źródło: Przegląd Sportowy