Piechniczek: Trzeba by mieć tupet, proponując 2,5 miliona euro facetowi, który niczego nie gwarantuje
Dodał: Grzegorz Sawicki
Data dodania: 27-01-2022 11:00

Antoni Piechniczek, były selekcjoner reprezentacji Polski, nie ukrywa oburzenia faktem, że Adam Nawałka został odsunięty na boczny tor przez Cezarego Kuleszę. Faworytem do objęcia sterów naszej kadry jest Andrij Szewczenko, z czym nie może pogodzić się Piechniczek.
Były szkoleniowiec stwierdził, że Adam Nawałka nie jest meblem, który można odstawiać w kąt. Antoni Piechniczek podkreślił, że 64-letni trener został potraktowany niepoważnie.
- Uważam, że został potraktowany niepoważnie. To nie jest mebel, który można odstawić na bok, by sobie stał przez tygodnie, miesiące albo i całe życie. Jeśli prezes Kulesza ustalił warunki i nie uprzedził, że ma jeszcze kogoś w planach, to Adam rzeczywiście może czuć się niezbyt komfortowo. Nie wiemy wszystkiego i podejrzewam, że nie wszystko wiedzą też zawodnicy, którzy oceniają w jakiś sposób tę sytuację - powiedział Piechniczek.
- Pamiętamy, co zostało powiedziane na gali „Przeglądu Sportowego”. Mieliśmy doskonałą okazję wysłuchania Roberta Lewandowskiego, który jasno dał do zrozumienia, że w w obecnej sytuacji najlepszą opcją jest trener Nawałka. Absolutnie przyznaję mu rację. Oczywiście – nie twierdzę, że na świecie nie ma trenerów o wyższych notowaniach, ale skoro ma największe dane, skoro niebawem mecz o wszystko na Łużnikach, to nie ma się co zastanawiać - podkreślił były selekcjoner.
Antoni Piechniczek uważa również, że pensja, którą ma pobierać Andrij Szewczenko w przypadku, gdy obejmie naszą reprezentację, jest astronomicznie wysoka. Były selekcjoner podkreśla, że Ukrainiec nie gwarantuje sukcesu w barażu z Rosją.
- Trzeba by mieć tupet, proponując 2,5 miliona euro facetowi, który nie daje żadnej gwarancji tego, że jest lepszy i wygra na Łużnikach, da nam awans na mundial. Czy to są prywatne pieniądze pana Kuleszy, czy środki PZPN? Nawet jeśli ta kasa będzie pochodziła od sponsorów, to po jaką cholerę wyciągać aż tyle? 2, 2,5 czy 3 miliony euro za sezon - kontynuował Piechniczek.
- Każdy kolejny szanujący się trener zainteresowany posadą w reprezentacji Polski będzie oczekiwał podobnej sumy, albo i większej. Nikt nie będzie chciał pracować za mniej. Dla mnie to skandaliczne. Czy dalibyśmy radę szybko wymienić, kto w Polsce zarabia 2,5 miliona euro? Mówię o pensji, nie zysku w firmie, bo to zasadnicza różnica. Oferowanie takiej pensji to w moim odczuciu brak rozsądku i dziwię się reszcie zarządu PZPN, jeśli nikt tam się nie odezwał. Panowie, no kur zapiał, gdzie wy żyjecie? Nie można patrzeć przez pryzmat zarobków naszych reprezentantów. Gdyby grali w polskiej lidze, zarabialiby na miarę polskiej ligi. Selekcjoner-obcokrajowiec też musi brać pod uwagę kraj, w którym pracuje. Gdyby była mowa o kadrze Francji czy Niemiec – to wtedy niech trener zarabia 5 albo 10 mln euro. Nie obchodzi mnie to - stanowczo zaznaczył.
- Podkreślam od razu, że nie przemawia przeze mnie żadna zazdrość związana z tym, że ja pracowałem za mniej. Nie! Jestem człowiekiem sportu i mam prawo wyrazić swoją opinię. Bozia obdarowała mnie talentem, zdrowiem, nie narzekam na swoją sytuację i nikomu też nie zazdroszczę, zwłaszcza porównując, ile zarabiałem ja, a ile Pohl, Cieślik, Brychczy. Każdy z nich był dobry w określonych czasach, sytuacji polityczno-ekonomicznej. To wszystko uwzględniam. Ale jeśli dziś porównamy, że pensja polskiego trenera ma wynosić 2 miliony złotych, a drugiego 2 miliony euro, to działa to na wyobraźnię - podsumował Antoni Piechniczek.
Źródło: Sport