Ustawienia Twojej prywatności

Strona korzysta z plików Cookies, aby zapewnić Ci maksymalny komfort korzystania z serwisu oraz jego usług oraz dostosować treści do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza akceptację że będą one zamieszczane w urządzeniu końcowym. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce.

Kolega z dawnych lata wspomina początki Lewandowskiego. "Nikt nie wróżył mu takiej kariery"

Dodał: Grzegorz Sawicki
Data dodania: 27-07-2022 8:45
Kolega z dawnych lata wspomina początki Lewandowskiego.

Robert Lewandowski jest dziś gwiazdą światowego formatu. O początkach gry piłkarza Barcelony w III i II lidze opowiadział "Faktowi" Daniel Kokosiński, który grał z nim w Zniczu Pruszków w latach 2006-2008.

W pierwszym sezonie Lewandowski zdobył dla Znicza 16 bramek (15 w lidze i 1 w Pucharze Polski). Na zapleczu Ekstraklasy znów był najskuteczniejszy z dorobkiem 21 goli.

- Na początku nie było widać, że jest bardzo utalentowany. Wracał po ciężkiej kontuzji, a pierwsze sparingi nie były w jego wykonaniu najlepsze. Mimo wszystko pojechał z nami na obóz i podpisał kontrakt. Wiem, że prezesi obserwowali go już wcześniej. Po zgrupowaniu zaczął sezon na ławce. Ciężko pracował i cierpliwie czekał na swoją szansę - opowiada 37-letni dziś Kokosiński.

- Nie był kimś, kto uważał, że gra mu się należy, bo przyszedł z Legii. Przełomowa była 5. czy 6. kolejka. Wszedł z ławki jeszcze w pierwszej połowie i zagrał bardzo dobrze. W następnym meczu był już w wyjściowym składzie i tak zostało. Zdążył jeszcze wywalczyć koronę króla strzelców - podkreśla Kokosiński, który w sezonie 2006/07 awansował ze Zniczem do II (obecnie I) ligi.

- Robert szybko wkomponował się do drużyny. Było mu łatwiej, bo mieliśmy bardzo młody skład. Do tego mieszkał w Warszawie tak jak większość zawodników. Jeśli dobrze pamiętam, dojeżdżał na treningi jednym autem z trzema innymi chłopakami. Integracja była więc przyspieszona - dodaje były obrońca.

Już wtedy "Lewy" był na celowniku wielu klubów. Chciały go Jagiellonia, Cracovia, Wisła Płock czy Wisła Kraków. Ostatecznie trafił do Lecha Poznań, dla którego w pierwszym sezonie strzelił 20 goli (14 w lidze), a w drugim 21 (18 w lidze, co dało mu tytuł króla strzelców).

- Wiedzieliśmy, że Lewy może trafić do ekstraklasy, nawet tam zaistnieć. Ale żeby został królem strzelców i zdobył mistrzostwo? Albo był wiodącą postacią w reprezentacji? Nikt wtedy nie przewidywał, że zrobi taką karierę - przyznaje Kokosiński.

- Mieliśmy sponsora, który dawał telefon dla najlepszego zawodnika każdego meczu. Wszystkie powędrowały do Lewego. W pewnym momencie sponsor przyszedł i zaapelował, że jeśli ktoś zostanie wyróżniony kilka razy, to niech kolejne nagrody przekazuje koledze z drużyny wyznaczonemu przez trenera. Lewy miał w końcu tyle telefonów, że musiał je rozdać. Dokładnego modelu nie pamiętam, ale to były rozsuwane Motorole - wspomina były piłkarz, który obecnie jest asystentem trenera w Zniczu Pruszków.

- Widziałem się z Lewym kilka miesięcy temu. Szczerze mówiąc, spodziewałem się ciężkiej rozmowy. Myślałem, że nie będzie miał czasu albo chęci spotkania się z kimś, kto grał z nim w piłkę kilkanaście lat temu. Było wręcz przeciwnie. Zaprosił mnie do stolika, spokojnie porozmawialiśmy. Był szczery, powiedział kilka fajnych rzeczy o trenerach, z którymi pracował, m.in. Kloppie i Guardioli. Bardzo mnie to ciekawiło z racji mojej pracy. Zeszliśmy zresztą na ten temat, bo pytał, co teraz robię - zaznacza Kokosiński.

- Niektórzy mogą go oceniać jako trudno dostępnego, ale nadal jest normalnym i skromnym człowiekiem. Takim samym jak za czasów Znicza. Ze względu na to, że jest gwiazdą, nie jest jednak w stanie znaleźć czasu dla każdego. O tym też rozmawialiśmy. Zapraszałem go do Pruszkowa, bo mamy w klubie mnóstwo dzieciaków, które bardzo by się ucieszyły, gdyby do nas zajrzał. Ale jego grafik jest tak ciasny, że ze znajomymi widuje się okazyjnie - podsumowuje Daniel Kokosiński.


Źródło: Fakt

TAGI

Inne artykuły