Czesław Michniewicz tłumaczy się z wydarzeń na lotnisku po powrocie z mundialu. "Zmęczenie, brak warunków i zimowych kurtek"
Dodał: Grzegorz Sawicki
Data dodania: 10-12-2022 10:30
Czesław Michniewicz udziela wywiadów po powrocie z mistrzostw świata w Katarze. W jednym z nich zabrał głos na temat tego, dlaczego zawodnicy tuż po przylocie do Warszawy nie spotkali się z czekającymi na nich kibicami.
Kibiców, którzy wybrali się na warszawskie lotnisko, by powitać wracających z Kataru reprezentantów Polski, spotkało wielkie rozczarowanie. Piłkarze oraz sztab szkoleniowy nie zatrzymali się przy fanach i przemknęli się terminalem wojskowym. Najbardziej zasmuceni tym faktem byli najmłodsi sympatycy.
"Oglądali, kibicowali, trzymali kciuki, przyjechali przywitać swoich idoli na lotnisku. I co? I nic. Piłkarze wylądowali na wojskowej części, wiele dzieciaków w terminalu miało łzy w oczach. Przykry widok" - zrelacjonował Artur Molęda.
Czesław Michniewicz w rozmowie z Jackiem Kurowskim, dziennikarzem TVP Sport, starał się wyjaśnić sytuację.
- Nad Polską okazało się, że jest zagrożenie, że nie uda się wylądować w Warszawie. Istniała opcja, że samolot dotrze do Krakowa, ale ostatecznie warunki atmosferyczne pozwoliły na dotarcie do stolicy. Po przylocie nikt nie był gotowy na rozmowy. Niektórzy wychodzili z samolotu lekko ubrani, bo nie mieliśmy zimowych kurtek. Można powiedzieć, że przeżyliśmy szok termiczny - mówił selekcjoner.
- Od początku Jakub Kwiatkowski zapowiadał, że pożegnamy się ze sobą na wojskowej części lotniska. Nie było warunków do przeprowadzenia dyskusji z mediami ani spotkania z kibicami. Zgodziliśmy się też, by niektórzy gracze prosto z Kataru udali się na wakacje. Inni wybrali przelot do Warszawy, choć kilku zawodników czekały błyskawiczne powroty do klubów - kontynuował Michniewicz.
- Wszyscy mogli wrócić do Warszawy, ale mówiąc wprost, nie planowaliśmy fety z kibicami. Zawodnicy nie będą mieli wiele czasu na odpoczynek, więc pozwoliliśmy im zaoszczędzić czas i realizować plany urlopowe. Przyznam się szczerze, że nikt nas nie informował o tym, że na lotnisku czekają dzieci. Podobnie z tymi osobami, które czekały na kadrę pod hotelem. Niektórzy, ja zresztą też, nie mieli potrzeby do niego wracać. Rzeczy miałem ze sobą, wsiadłem w samochód i udałem się w kierunku Trójmiasta. Dotarłem dopiero o 2:00, bo warunki były trudne, a potem spałem dwanaście godzin - podsumował Czesław Michniewicz.
Źródło: TVP Sport