Ustawienia Twojej prywatności

Strona korzysta z plików Cookies, aby zapewnić Ci maksymalny komfort korzystania z serwisu oraz jego usług oraz dostosować treści do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza akceptację że będą one zamieszczane w urządzeniu końcowym. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce.

Chłopak z pizzerii. Kim był zmarły Mino Raiola? 

Dodał: Jan Szlempo
Data dodania: 03-05-2022 23:46
Chłopak z pizzerii. Kim był zmarły Mino Raiola? 

Kochany przez podopiecznych, znienawidzony przez kluby, kontrowersyjny wśród kibiców. Walczył ze śmiercią tak samo agresywnie, jak o najwyższe możliwe kontrakty dla piłkarzy należących do jego agencji. W wieku 54 lat, Mino Raiola, agent piłkarski zmarł w Mediolańskim szpitalu. 

 

Chłopak z pizzerii 

Grając w piłkę na murawach w Haarlem, urokliwym miasteczku w południowo zachodniej Holandii, młody Mino nie odznaczał się szczególnym sportowym talentem. Nie był też szczególnie zmotywowany do boiskowych popisów, co innego jednak popisy w biznesie. Syn kucharza pomagał ojcu w gastronomicznym biznesie, ale nie ograniczał się do odbierania zamówień, ugniatania ciasta i sprzedaży kanapek. Raiola był sprytny i ten spryt w życiu chciał wykorzystać. 

Jak wielu gangsterów i kilku bohaterów, wybrał studia prawnicze. Mino, gangsterem w dokładnym tego słowa znaczeniu, oczywiście nie był, choć skojarzenia nie są na wyrost. Gdy negocjował, był nie do zdarcia. Nie zawsze grał fair play, często okazywał brak szacunku, był arogancki, i lubił upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Na zdjęciach, które raz po raz pojawiały się w internecie, gdy walczył o ważne kontrakty, podsycał plotki transferowe, prowokował kibiców, zawsze ubrany był w luźną, rozchełstaną koszulkę, szorty, japonki. W młodości jednak młody pomocnik kucharza, lubił nosić garnitury, krawaty, a na nadgarstku zawiesić sporej wielkości zegarek. Raiola wyglądał wtedy niczym postać z filmu gangsterskiego w reżyserii Martina Scorsese. Bo filmowa jest też historia, która sprawiła, że młody Mino Raiola trafił do świata futbolu. Jak sam opowiadał, wielokrotnie prowokował prezesa drużyny piłkarskiej FC Haarlem, który bywał gościem pizzerii rodziny Raiola. 

Za każdym razem, gdy nas odwiedzał, mówiłem mu, że kompletnie nie zna się na piłce. Drażniło go to, bo był poważnym, eleganckim facetem, któremu umniejszał nastolatek w upapranym fartuchu. Miał już po uszy moich docinków i stwierdził pewnego razu, że skoro jestem taki mądry, to sam spróbuję się w futbolu. I tak zostałem dyrektorem sportowym jego zespołu. 

Lawina pomysłów ruszyła, Mino Raiola wywęszył trufle wśród błota i już kilka miesięcy później Raiola zajmował się interesami kilku holenderskich graczy. Każdy z piłkarzy, których interesy reprezentował cieszył się zainteresowaniem i absolutnym wsparciem. Takim, które czasem oznaczało pochwałę, ale też krzyk.

 

Stajnia Raioli

Wychowywany w Holandii Włoch pracował spektakularnie. Potrafił znaleźć wspólny język z niepoprawnymi, niepokornymi piłkarzami, bo sam taki był. Pod jego skrzydłami grał między innymi Mario Balotelli, który nigdy nie rozwiązał zagadki co oznacza dorosnąć. Reprezentował Xaviego Simonsa, który jeszcze kariery nie zrobił, ale już generował dochody. Znakomicie dogadywał się ze Zlatanem Ibrahimoviciem. Napastnik AC Milanu właściwie zawdzięcza mu swoją karierę. Gdy nastolatek ze Szwecji szukał agenta piłkarskiego, który będzie reprezentował jego interesy, powiedziano mu o Mino. Ten widział talent wysokiego i technicznie utalentowanego gracza, ale wiedział, że jego ego może zaprzepaścić obiecującą karierę. W czasie pierwszej rozmowy z napastnikiem, Mino szybko ustawił go do pionu.

25 meczów, 6 goli. Twoje statystyki mnie brzydzą. Myślisz, że jesteś taki kozak, bo zdobyłeś kilka bramek? Że zrobisz na mnie wrażenie tym drogim autem, zegarkiem, skórzaną kurtką? Powiem ci tak: jesteś zerem. Jesteś g***em. Nie jesteś nawet w połowie tak dobry, jak ci się wydaje. Musisz ciężko harować, żeby do czegokolwiek dojść. Sprzedaj samochody, sprzedaj zegarki i idź na trening. A tam haruj najciężej jak potrafisz. 

Polecenie ciężkiej pracy usłyszało od Raioli wielu piłkarzy. Mino wiedział, że tylko ciężka praca jego podopiecznych zapewni im największe kontrakty. A jemu największą prowizję. Przeprowadzając transfer Paula Pogby, powracającego do Manchesteru United z Juventusu, pokazał pełną paletę swoich możliwości. Podsycał plotki, przekazując raz po raz informacje o transakcji i prowokując włodarzy Manchesteru. Samego piłkarza porównywał do dzieł Salvadora Dalego - twierdził, że są równie piękne, jak rzadkie. Dlatego tak dużo warte. Pogba otrzymał niewiarygodnie wysoką tygodniówkę wynoszącą ponad 15 000 tysięcy funtów tygodniowo. Niewielu graczy mogło na taką liczyć, a wśród nich nigdy nie było piłkarza, który nie musiał udowadniać na boiskach Premier League, że na taką zasługuje. Ferguson nie chciał 4 lata wcześniej, by Pogba grał w drużynie Czerwonych Diabłów. Wprawdzie zaproponował mu kontrakt, jednak Raiola wyśmiał ofertę szkota, sugerując, że jego piesek chihuahua jej nie przyjął. Wtedy Pogba trafił do Juventusu, a kiedy United ściągało go z powrotem wydali 105 milionów euro, czyniąc pomocnika z Francji, najdroższym transferem w historii piłki nożnej. A z Raioli bardzo bogatego człowieka, bowiem - jeśli wierzyć w doniesienia football leaks - Mino zainkasował ok 40 milionów euro prowizji od piłkarza. Kolejne 27 zapłacił mu Juventus za podbijanie ceny gracza. Raiola zrobił to na tyle skutecznie, że jego pensja za przeprowadzenie operacji “Pogback” zarobił około 70 euro. 

Raiola szedł z duchem czasu i rozumiał przemiany w futbolowym świecie. Wcześniej przeprowadzał między innymi transfer Pavla Nedveda z Pragi do Lazio Rzym, który w 2003 roku, będąc już graczem Juventusu, zdobył Złotą Piłkę, zapewniając kolejne pieniądze Raioli. Ten, kilka lat wcześniej, proponował Dennisa Bergkampa prezesowi Napoli. Raioli zależało, by do ekipy z miasta pod Wezuwiuszem trafił dobry napastnik, jednak włodarze nie chcieli wyłożyć potrzebnych pieniędzy. Mino nie śpieszył się, a w następnym sezonie udało mu się namówić do zapłaty jeszcze większej sumy prezesa Interu Mediolan. 

 

Najbardziej opiekuńczy z agentów 

Gwiazdę negocjacji pożegnało wielu piłkarzy, którymi opiekował się Mino. Kondolencje rodzinie przekazali Lorenzo Insigne, Moise Kean, Mathias de Ligt, Jesse Lingard, Romelu Lukaku, Marco Veratti, czy Gigi Donnarumma. Zdjęcie Raioli, serduszko i podpis “najlepszy”, opublikował Erig Haaland. Norweg niebawem zostanie głównym bohaterem spektaklu transferowego, którego reżyserem miał być Mino Raiola. O podpis napastnika jeszcze jakiś czas temu biło się pół Europy, jednak ich wspólne żądania oraz klauzula wyłączająca informacje o jego zdrowiu (lub kłopotów z nim), odstraszyło kilku potencjalnych kupców. Jednak Raiola wiedział w co gra i osiągnąłby to, co sobie założył. Niestety ten transfer przeprowadzi ktoś inny. 

Ogromny biznes Raioli jest do wzięcia. To brutalne, ale taki był sam Mino. Na początku swej drogi dostał propozycję współpracy ze sporą agencją piłkarską. I po kilku tygodniach zrezygnował, bowiem obliczył, że lepiej pracować na własny rachunek. I nie przeliczył się, bo szybko przejmował terytorium byłego pracodawcy. Brutalnie, wprost i skutecznie. Tak pracował Mino Raiola. 

La gazetta dello sport informuje, że karierę piłkarskiego agenta miałby w przyszłym roku zacząć napastnik Milanu, wychowanek i przyjaciel Raioli, Zlatan Ibrahimovic. Do tego czasu agencją ma zarządzać kuzyn zmarłego Raioli - Vincenzo. Zdaniem mediów, mężczyzna był wprowadzany do tego biznesu od 15 lat i z roku na rok zyskiwał coraz większe kompetencje.

Rynek piłkarski nie zatrzyma się nawet na chwilę, po śmierci Raioli. Tego pewnie chciałby sam Mino, bowiem jego determinacja była przejmująca. Gdy w internecie pojawiły się informacje o śmierci agenta, ten kilka godzin później opublikował oświadczenie:

„Uśmiercono mnie drugi raz w ciągu czterech miesięcy. Wygląda na to, że znów zmartwychwstałem”

Zmartwychwstanie trafiło jednak krótko, bowiem dzień później, agent już nie żył. 

„Walczył do końca z taką samą energią, z jaką siadał do negocjacyjnego stołu, by bronić swoich piłkarzy. Jego misją było uczynienie futbolu lepszym miejscem dla graczy. Był najbardziej opiekuńczym z agentów”

Tymi słowami rodzina pożegnała jednego z najlepszych piłkarskich agentów w historii. Mino zostawił za sobą wybitne transakcje, cudownych piłkarzy, wielu wrogów i kilkanaście anegdot. Raiola był bestią i choć rynek piłkarskich transferów będzie zdrowszy po jego odejściu, straci na pewno koloryt. Mino gardził konwenansami, łamał zasady i stale powiększał listę swoich wrogów. Po drodze jednak zyskiwał też przyjaciół i nigdy nie stracił pogodnej, okrągłej i sympatycznej twarzy. 

TAGI

Inne felietony