Ustawienia Twojej prywatności

Strona korzysta z plików Cookies, aby zapewnić Ci maksymalny komfort korzystania z serwisu oraz jego usług oraz dostosować treści do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza akceptację że będą one zamieszczane w urządzeniu końcowym. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce.

WYWIAD FUTBOL.PL: Zamiast grać na Malcie wybrał... Chojnice

Dodał: Futbol.pl
Data dodania: 08-03-2024 22:15
WYWIAD FUTBOL.PL: Zamiast grać na Malcie wybrał... Chojnice

Tomasz Boczek jest obecnie obrońca występującej w II lidze Chojniczanki, która razem z tym doświadczonym piłkarzem liczy na powrót na zaplecze ekstraklasy. 34–letni zawodnik ma w swoim CV m.in. grę w GKS Tychy, Sandecji Nowy Sącz oraz Warcie Poznań – z tym ostatnim zespołem awansował nawet do najwyższej klasy rozgrywkowej. Z ‘’Boczim’’, bo tak wołają na niego koledzy z szatni, rozmawiał Maciej Mikołajczyk z Futbol.pl.

Maciej Mikołajczyk, redaktor Futbol.pl: Czy prezes Chojniczanki długo musiał przekonywać pana, by znów zagrał pan w barwach jego klubu?

Tomasz Boczek: Moje rozmowy z prezesem Jarosławem Klauzo były krótkie i bardzo konkretne. Nasze relacje po ostatnim rozstaniu były dobre, więc sama rozmowa była tylko formalnością i prezes nie musiał mnie długo przekonywać. Myślę, że w tamtym momencie potrzebowałem Chojniczanki, a ona mnie i tak po raz drugi nasze drogi się skrzyżowały. Duży wpływ na mój transfer miał trener Krzysztof Brede, z którym byłem w kontakcie już przed końcem sezonu.

A może przekonały pana ryby (śmiech). Wiem, że wędkarstwo to pana największa pasja…

Oczywiście wędkarstwo dalej jest moim hobby, ale akurat karpie można łowić wszędzie niezależnie od miejsca zamieszkania (śmiech). Kilku kolegów z drużyny było już ze mną na rybach, a nawet dyrektor Damian Wróbel, więc mam z kim wędkować. Oni dopiero są na początku swojej wędkarskiej przygody, ale widzę, że łapią zajawkę. Łowiska znajdą się w całej Polsce, ale niewątpliwie Chojnice, jak i całe Bory Tucholskie są niezwykłe, piękne i urokliwe. Wędkarstwo jest tak obszerną dziedziną, że zawsze można się nauczyć czegoś nowego. Ostatnio w Nowym Sączu próbowałem techniki łowienia na mucha i muszę przyznać, że jest to bardzo ciekawa metoda. W tym roku mam zamiar zwiedzić parę pobliskich jezior. Już nawet wstępnie mam plan, więc nie mogę się doczekać cieplejszych dni.

Lubi pan w ogóle obcować z naturą? W Borach Tucholskich rośnie dużo grzybów…

Bardzo lubię obcowanie z naturą, nawet nauczyłem się kilku sztuczek ze survivalu (śmiech). Myślę, że poradziłbym sobie sam w lesie. Już kilka razy miałem okazję nocować w namiocie w lesie na rybach. Widoki zachodzącego słońca na tle jeziora robią tutaj niesamowite wrażenie, a dodatkowo słychać odgłosy natury. Można naładować baterie i zapomnieć o codziennych obowiązkach.

Teraz w Chojnicach przebywa pan nie tylko z żoną, ale i córką Antoniną, której gratuluję. Jak zaaklimatyzowała się tutaj pana rodzina?

Żona już tu ze mną była, więc wiedziała dokładnie jak wygląda w Chojnicach. Myślę, że moja rodzina jest tutaj szczęśliwa, a gdy pojawił się temat zamieszkania tutaj, żona od razu była na ‘tak’. Klimatyzacja była bardzo szybka, bo znaliśmy okolice, do tego mieliśmy kilku znajomych, z którymi utrzymaliśmy kontakt, więc było nam dużo łatwiej.

Czy chłopaki z szatni nadal nazywają pana ‘’Bonuccim’’ ?

Nie, ta ksywa już przepadła. Jeszcze czasem Tomek Mikołajczak ją wspomni, ale to już bardzo rzadko. Teraz jestem po prostu „Boczi” . Czekam, może koledzy jeszcze coś nowego wymyślą. Zauważyłem, że Tomek też ma teraz w Chojnicach inny pseudonim – wcześniej nazywali go „Laczek’’, a teraz „Totti”.

Czy przywyknął pan już do rozłąki z rodzinnym Mikołowem?

Raczej już przywykłem, teraz mam córeczkę i żonę i to bez nich byłoby mi ciężko. Na szczęście są ze mną, choć pewnie będę chciał tam wrócić kiedyś na stałe, a tęsknotę za rodzinnymi stronami wypełnia mi miłość do Tosi i mojej małżonki, więc jest mi dużo łatwiej.

Porozmawiajmy teraz już poważnie o piłce. Oprócz gry w Chojniczance miał pan do wyboru grę w Sandecji Nowy Sącz i na Malcie w Birkirkara. Dlaczego odpadły te kandydatury? Bał się pan trochę wyjazdu za granicę?

Miałem propozycję przedłużenia kontraktu w Sandecji, lecz nie mogłem się tam porozumieć, a byłem już po słowie z prezesem Klauzo. Kiedy wiedziałem, że nie zostanę już w Nowym Sączu, potwierdziłem prezesowi, że przenoszę się do Chojnic i dopiero wtedy pojawił się temat Malty. Byłoby to bardzo ciekawe wyzywanie, ale słowo dane drugiemu człowiekowi jest najważniejsze. Na pewno rozpatrywałem ten zagraniczny wyjazd i miałem obawy, ponieważ czekałaby mnie dłuższa rozłąka z żoną i córką, co na pewno było sporym minusem. Uważam, że na ten moment podjąłem dobrą decyzję. Mam swoje cele i marzenia w Chojnicach, do których bardzo mocno dążę.

Przeszedł pan w grudniu zabieg rekonstrukcji więzadła. Jakie były pana pierwsze reakcje po kontuzji – ‘’trudno, życie toczy się dalej’’, czy może ‘’o kurczę, co teraz będzie’’?

Doznałem zerwania dwóch więzadeł i uszkodzenia chrząstki. Nie było to dla mnie proste, ale wiedziałem, że gdy wykonam zabieg i szybko zacznę rehabilitację, to będę mógł przyspieszyć swój powrót na boisko. Tak się też stało i mogłem spokojnie się przygotowywać do rundy wiosennej. Miałem taki moment po zabiegu, że spytałem doktora, czy mam szukać powoli nowego zajęcia, ale on uspokoił mnie, powiedział, iż wszystko jest w porządku i jeszcze coś z tego będzie (śmiech).

Jak wyglądał pana powrót do formy? Co robił zimą Tomasz Boczek, gdy nie kopał piłki?

Już wróciłem do treningów – oficjalnie leczenie zakończyłem 5 lutego. Powrót do zdrowia to mozolna praca i ciągłe powtarzanie ćwiczeń. Trzeba być bardzo cierpliwym i sumiennym, bo to na pewno pomaga wrócić szybciej do gry. Grudzień wyglądał ciężko, gdyż przez dwa tygodnie miałem nogę w gipsie, później zdjęcie gipsu i szwów (przerwa miała trwać od 8 do 12 tygodni). Od razu po tym zacząłem rehabilitację i praktycznie całą zimę skupiłem się na powrocie do zdrowia. Czasami można zwariować od monotonii i ciągnie na boisko, a to chyba najgorsze uczucie, gdy się bardzo chce, ale niestety trzeba czekać.

Jak wspomina pan lutowy obóz we Władysławowie-Cetniewie? Akumulatory na rundę wiosenną są naładowane?

Pierwszego dnia na obozie załatwiłem zakończenie leczenia i wchodziłem w trening siłowy, tylko jeszcze bez kontaktu z przeciwnikiem. Jak wykonywałem pracę z piłką, to trochę odżyłem. Nadrabiałem bieganie, siłownię i był to dla mnie mocny obóz pod względem fizycznym i na pewno go odczułem. Wiadomo, że takie obozy świetnie integrują i fajnie, że nie trzeba było nad morze jechać przez cały kraj.

W obecnym sezonie II ligi rozegrał pan aż 15 spotkań. To dużo. Czy czuje się pan doceniany w Chojnicach?

15 meczów to rzeczywiście sporo. Czuje się połowicznie zadowolony z tej rundy jesiennej. Szkoda, że przytrafiła mi się kontuzja, ale cieszę się, że mam już ją za sobą. Na pewno przez ten okres otrzymałem wsparcie z klubu i było widać ich zaangażowanie w mój powrót do zdrowia. Czy jestem doceniany? Pewnie w jakimś stopniu tak - często kibice podchodzili i życzyli mi powrotu do sprawności i było to na pewno bardzo miłe.

Jak zmienił się pan jako człowiek, ale i jako piłkarz od pana ostatniego pobytu w Chojnicach, czyli przez ostatnie 6 lat?

Na pewno nabrałem ogromnego doświadczenia i to zarówno życiowego, jak i sportowego. Dużo się wydarzyło przez ten czas - zostałem mężem i ojcem, a także zdołałem zaliczyć swój pierwszy awans do ekstraklasy, jak i pierwszy spadek z ligi. Poczułem smak sukcesów, ale także poczułem smak porażki. Takie doświadczenia zmieniają nas jako ludzi, dowiadujemy się o sobie samym znacznie więcej, co może zaowocować w przyszłości naszymi lepszymi decyzjami.

Gra głową to niewątpliwie pana atut. Mówił mi pan kiedyś, że zawsze miał szczęście do świetnie dośrodkowujących. Jakie nazwiska miał pan na myśli?

Gra głową z pewnością jest moim dużym atutem, gdyż często strzelałem nią bramki po dośrodkowaniach. Zawsze miałem w klubach sporo zawodników, którzy doskonale centrowali, jak Damian Furczyk, Wojtek Szumilas, Paweł Zawistowski, Rafał Grzelak, Robert Janicki, Michał Walski, Łukasz Grzeszczyk. Ostatnio się delikatnie przyciąłem i nie mogłem się wstrzelić w bramkę, ale może w tej rundzie uda mi się przełamać złą passę i zdobędę swojego pierwszego gola po powrocie do Chojnic.

Z GKS Tychy awansował pan na zaplecze Ekstraklasy. Czy opowiadał pan kolegom jak smakuje taki sukces? Pytam, bo w Chojnicach też mają chrapkę na powrót do I ligi…

Awansowałem z nimi do I ligi, ale już trochę czasu od tego momentu upłynęło. Wspomina się takie rzeczy, a ostatnio nawet puściłem sobie filmik, jak fetowałem takie chwile. Miejmy nadzieję, że chłopcy w Chojnicach na własnej skórze przekonają się, jakie to są emocje.

Mało tego, z Wartą Poznań awansował pan do najwyższej klasy rozgrywkowej. Czy po tym sukcesie był pan bliski zagrania w ekstraklasie?

Zapadła wtedy decyzja w Warcie, że zostałem przesunięty do rezerw, bo do swojego składu ściągnęli wówczas Fina Roberta Ivanowa i padło na mnie. Przyszła potem oferta z Nowego Sączu i długo się wówczas nie zastanawiałem. Nie chciałem być na takiej niechcianej pozycji w klubie, że jestem gdzieś na siłę. Stwierdziłem, że lepiej grać, niż nie grać. Nie chciałem doprowadzić też do takiej sytuacji, że będę grał pół roku w IV lidze i potem odchodząc, będzie mi jeszcze ciężej znaleźć klub, ponieważ rynek jest teraz trudniejszy niż kiedyś.

Co jest na wiosnę planem minimum dla zespołu z grodu tura?

Na pewno chcielibyśmy bardzo być w czołowej ‘szóstce’, gwarantującej baraże i to jest taki nasz podstawowy cel. Musimy zrobić wszystko, by zdobyć jak najwięcej punktów. Myślę, że kalkulacje nie wchodzą tu w rachubę i będziemy walczyć do samego końca.

Na wiosnę Chojniczanka zaliczyła falstart, sromotnie przegrywając z Kotwicą. Oglądał pan ten mecz w telewizji czy na żywo w Kołobrzegu?

Oglądałem go z wysokości trybun. To było dla nas niezwykle ciężkie spotkanie. Kotwica miała bardziej klarowne sytuacje. Mecz nie wyglądał zbyt dobrze, przydarzyły nam się niepotrzebne faule i dwa rzuty karne przesądziły o wyniku. Gdy już przegrywaliśmy 2:0, nasi rywale na drugą połowę wyszli bardzo rozluźnieni, my zaś na odwrót. Czasami takie mecze uczą bardziej niż zwycięstwo. Szkoda, że punkty uciekają, ale wierzę, że szybko złapiemy swój rytm i będziemy wygrywać.

Ma pan 34 lata, a w składzie Chojniczanki jest dużo młodszych od pana zawodników. Czy podpowiada im pan na boisku?

To prawda, jest sporo zawodników w drużynie, którzy są dopiero na początku swojej drogi. Staram się im pomagać i przekazywać im swoje doświadczenie. Najważniejsze, by ktoś chciał z niego korzystać.

Czego życzyć na koniec naszego wywiadu Tomaszowi Boczkowi?

Przede wszystkim zdrowia, bo zawsze, gdy byłem zdrowy, to resztę na boisku starałem się wywalczyć sam i to się udawało. Poza tym wygrywania meczów. Jak będziemy unikać kontuzji, to możemy jeszcze napsuć krwi wielu naszym przeciwnikom.

Maciej Mikołajczyk,Futbol.pl

TAGI

Inne artykuły