Świat na głowie, czyli transfery, które nie doszły do skutku. Część II
Dodał: Jan Szlempo
Data dodania: 26-06-2022 23:14
Gdy w kinach króluje doktor Strange w Multiwersum obłędu, kibice piłki nożnej gorączkują się transferami, które mogą zmienić oblicze drużyn. Gdybyśmy jednak i my trafili do multiwersum obłędu, moglibyśmy zobaczyć świat na głowie, czyli Cristiano Ronaldo w koszulce Manchesteru City, Marka Citkę jako legendę Premier League i Ronaldinho, grającego w koszulce Realu Madryt. Słynne transfery, które nigdy nie doszły do skutku.
Magia na Santiago Bernabeu. Królewski Ronaldinho
Futbolowy Midas, czyli Florentino Perez, nigdy nie spoczywał na laurach. Gdy ściągnął do swojej drużyny Davida Beckhama, notowania finansowe klubu z Madrytu wzrosły o kilkadziesiąt milionów euro. To było jednak mało dla prezesa Królewskich, który już myślał o następnych wzmocnieniach. Na Santiago Bernabeu miał trafić Ronaldinho. Już wtedy był znany, już wtedy był znakomity, już wtedy przejawiał nie tylko radość na boisku, ale i poza nim. Grając w PSG zasłużył na transfer do lepszej ligi, a wielu fanów widziało go właśnie w białym trykocie.
Ściągnąć go chciał też Sir Alex Ferguson, ale wizja życia w Manchesterze niezbyt odpowiadała długowłosemu pomocnikowi. Brazylijczyk nie trafił też do stolicy Hiszpanii - być może dlatego, że był zbyt brzydki, by reprezentować galaktyczny Real Madryt.
Jeśli mam wybierać między Beckhamem a Ronaldinho, po stokroć wybieram Anglika. Cała Azja zakocha się w nas z jego powodu. Brazylijczyk jest tak brzydki, że pogrążyłby naszą markę.
Faktycznie, Perez miał wtedy obsesję na punkcie piękna estetycznego w Realu Madryt. Wyniki piłkarskie mogły spać na dalszy plan w drodze po drużynę idealną. Wygląda na to, że Perez nie jest już owładnięty manią wyglądu, a sportowe aspekty są priorytetowe. No bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że w Realu grał di Maria?
Artur Boruc na wycieczce w katedrze Duomo
Lala, jak nazywany jest były reprezentant Polski, ze względu na swój charakterystyczny sposób chodzenia, miał dobrą karierę. Gdyby nie zamiłowanie do wódki i niechęć do ciężkiej pracy - byłaby jeszcze piękniejsza. Nie ma co oceniać Artura Boruca, udało mu się zostać legendą Celtiku Glasgow, udało mu się zostać legendą Legii Warszawa, udało mu się zostać legendą reprezentacji Polski. To i tak sporo, jak na krnąbrnego i niepokornego bramkarza.
Taki charakter na linii bramkowej jest jednak bardzo przydatny, wystarczy wspomnieć ekscentrycznego, ale wybitnego Khana. O tym, że wybuchowy temperament dla piłkarza z numerem 1, to zaleta wiedzieli w zarządzie AC Milan. Przedstawiciele klubu skontaktowali się ze szkocką ekipą, jak się okazało nie oni jedyni. Możliwość sprowadzenia do siebie Boruca, sondował jeszcze Bayern Monachium.
Celtic nie zamierzał jednak oddawać swojego golkipera. Nic dziwnego - Boruc pasował do klubu, a klub pasował Borucowi. Cena, jaką Szkoci chcieli otrzymać za swojego bramkarza była zaporowa. I chodziło nie tylko o stare, znane, szkockie skąpstwo, ale o zbudowanie muru nie do przeskoczenia. Ani Milan, ani Bayern nie zdecydowali się na przesadny wydatek, a Artur Boruc mógł spokojnie wrócić między słupki w Glasgow.
Dwa podpisy Luisa Figo
Portugalczyk to niezły gagatek. 22 lata temu stał się głównym bohaterem jednego z najbardziej kontrowersyjnych i spektakularnych transferów. Po 5 latach spędzonych na Camp Nou - latach, w których Luis Figo zapracował na status lidera drużyny, kapitana i przyszłą legendę - zawodnik zmienił kataloński trykot na koszulkę królewskich. Gniew kibiców Barcelony czuć do dziś, ale to nie był pierwszy raz, gdy Figo robił kogoś w konia.
Wychowanek Os Pastilhas, będąc młodzieżowym mistrzem Europy i Świata, szukał transferu do lepszego klubu. Grał w Sportingu, miał 22 lata i status potencjalnej gwiazdy. Nie dziwi więc, że kusiły go wielkie kluby, a pomocnik miał kłopot z podjęciem decyzji.
Figo był niezdecydowany tak bardzo, że postanowił podpisać kontrakt z… dwoma klubami. Na boisku kiwki wychodziły Luisowi koncertowo, ale ten zwód nie przyniósł mu chwały. Luis Figo pokazał Juventusowi i Parmie Figo z makiem z pasternakiem, za co otrzymał dwuletni zakaz wiązania się z drużynami z Serie A, a zamieszanie wykorzystała Barcelona, do której ostatecznie trafił sportowiec.
Luis Figo osiedlił się w drużynie Blaugrany, szybko stał się kapitanem i duchem drużyny. Niewytłumaczalne zachowanie w 1995 roku nie przeszkadzało włodarzom Barcelony. Kilka lat później, Figo miał zdradzić też ich. Luis Figo umiał czarować na boisku, robił to też poza nim. Ostatecznie trafił do Serie A, przywdziewając koszulkę Interu Mediolan. Włosi mu wybaczyli, bo takie zachowania to dla nich nihil novi, czyli nic nowego. Figo w stolicy mody niewiele wygrał, w ogóle grał niewiele, ale na zawsze zapisał się w historii piłki nożnej. W jej cieniach i blaskach.