Ustawienia Twojej prywatności

Strona korzysta z plików Cookies, aby zapewnić Ci maksymalny komfort korzystania z serwisu oraz jego usług oraz dostosować treści do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza akceptację że będą one zamieszczane w urządzeniu końcowym. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce.

Jak Didier Drogba pomógł w przerwaniu wojny domowej. Bo piłka to więcej niż sport

Dodał: Jan Szlempo
Data dodania: 04-04-2022 18:25
Źródło zdjęcia: twitter.com/@didierdrogba

Toczy się wojna. Najbliżej nas toczy się wojna w Ukrainie, która stanowić może preludium do większego, światowego konfliktu. Dziś, coraz częściej wracam myślami do Afryki, która - przez setki lat - poniewierana kolonializmem, apartheidem i brudnymi interesami wielkich korporacji, ciągle zmaga się z wieloma konfliktami domowymi. Konfliktami krwawymi, brutalnymi. Takimi, które - podobnie do zbrodni kremlowskiego dyktatora - odbierają wiarę w cywilizacyjny rozwój społeczeństwa. 

Bo jak ufać światu, w którym obok wielkich wieżowców, elektrycznych samochodów, smartwatchów i wegańskich diet nie ustaje rozlew krwi, szerzy się przemoc, powstają groby służące do masowych, anonimowych pogrzebów i ciągle istnieją miejsca, gdzie obozy koncentracyjne to nie kartka z historii, ale instrukcja i wzorzec (dla Putina), lub rzeczywistość (Chińskie ludobójstwo Ujgurów). 

Noc jest najciemniejsza tuż przed świtem. I choć ta wyświechtana sentencja może być piękna w filmie, może ładnie brzmieć jako linijka w piosence albo fragment wiersza. Nie jest jednak prawdziwa. Świat wojny, którym jesteśmy otoczeni to wieczny mrok. I tylko wyjątki sprawiają, że na nieboskłonie z rzadka pojawia się światło. Pojawia się, upodabniając do racy, wystrzelonej ze statku, który nabiera wody. Błyszczy jasno i pięknie, rozrywając na chwilę ciemność i niosąc nadzieję. Wypala się i gaśnie, zostawiając tych, którzy jej potrzebują w nieznośnej ciszy, której echa rozbrzmiewają aż do ostatniego tchnienia. 

Takim światłem dla spowitego wojną domową Wybrzeża Kości Słoniowej był Didier Drogba. Czy jego manifest o pokój wciąż jest aktualny? 

 

Wybrzeże krwi, wojny, potu. Wybrzeże Kości Słoniowej

Choć z naszej, europejskiej perspektywy, kraje Afryki wydają się nam tak bardzo odległe - zarówno pod kątem ilości kilometrów, jakie trzeba przebyć, aby dotrzeć z jednego miejsca do drugiego, jak i kulturowo. Tak, to prawda, różnimy się diametralnie. Nasze osie historii pokrywają się jednak w kilku miejscach. Przede wszystkim biorąc pod uwagę fakt, że wiele krajów Afryki, w tym leżące w zachodniej części kontynentu Wybrzeże Kości Słoniowej, latami było zdominowane i okupowane przez najeźdźców, a wszelkie przejawy walki o własną tożsamość, kulturę, język i normy społeczne - były krwawo tłumione. Gdy zrozumiemy, że Polska nie jest jedynym krajem, który przetrwał wojenną gehennę, nasza perspektywa świata stanie się bardziej empatyczna. Bo my, jako polacy, swój egzamin z dojrzałości powojennej i post okupacyjnej już zdaliśmy. 

WKS było jednym z najzamożniejszych i najbardziej stabilnych państw afrykańskich. 23 lata temu, doszło tam do pierwszego w historii kraju, wojskowego zamachu stanu. To początek nieustającego konfliktu, który wstrząsnął krajem. Władzę przejął Narodowy Komitet Ocalenia Publicznego (komunistyczna nazwa w Polsce może przywodzić na myśl tylko najgorsze skojarzenia z totalitarnym reżimem niszczącym nasz kraj po II wojnie światowej), na czele z generałem Guei. Zawieszono konstytucję, rozwiązano parlament. Wybory prezydenckie 2000, zbojkotowane przez największe partie, wygrał przedstawiciel opozycji, chrześcijanin z południa kraju, L. Gbagbo, przewodniczący FPI, a wystąpienia opozycji zmusiły generała Guei do ustąpienia. Ten, we wrześniu dwa lata później podjął nieudaną próbę zamachu stanu, w czasie której zginął, ale rebelia utrzymała się na muzułmańskiej północy, niechętnie nastawionej do władz wywodzących się z chrześcijańskiego południa kraju. 

Zamieszki przerodziły się w wojnę domową, ujawniły się antagonizmy religijne i etniczne. Francja zwiększyła kontyngent swoich żołnierzy. Kolejne porozumienie, zawarte w 2003 roku pod naciskiem Francji i krajów Afryki Zachodniej nie weszło w życie. Jesienią rok później po zniszczeniu przez żołnierzy francuskich lotnictwa Wybrzeża, w Abidżanie wybuchły gwałtowne zamieszki skierowane przeciw Europejczykom. Następne lata to okres dwuwładzy - byłego prezydenta Laurenta Gbagbo i nowo obranego — Alassane Ouattary.

Skomplikowana jest ta historia Afryki. Najważniejsze z naszego, piłkarskiego punktu widzenia dopiero miało nastąpić. Kraj podzielony jest na dwie części. Rząd prezydenta Gbagbo kontrolował południe. Rebelianci wojskowi, znani jako Nowe Siły Wybrzeża Kości Słoniowej, dowodzeni przez Guillaume Soro, opanowali północ. Terror był wszechobecny, a najbardziej cierpi ludność cywilna. Rozpoczynają się eliminacje do mundialu 2006. 

 

Eliminacje w cieniu wojny

Jakie przykre jest to, że zdanie "eliminacje w cieniu wojny" było aktualne i jest aktualne? Każde eliminacje, każdy mundial to światło, a cieniem na nie kładzie się niejedna wojna i śmierć.

To było okropne. Gdy zadzwoniłem do siostry, usłyszałem strzały przed domem. Ludzie chowali się pod łóżka i wychodzili tylko po jedzenie. Jedyne zmartwienie, jakie miałem każdego ranka, dotyczyło tego, czy z moją rodziną wszystko będzie w porządku - opowiadał w wywiadzie dla BBC, Sebastien Gnahore, były piłkarz, który uciekł z Wybrzeża Kości Słoniowej. 

W cieniu tego bratobójczego konfliktu reprezentacja WKS grała o awans do mistrzostw. Przed ostatnią serią spotkań na prowadzeniu w eliminacyjnej grupie C był Kamerun (20 punktów), do którego WKS traciło tylko punkt. Na koniec eliminacji, 8 października 2005 Kamerun grał u siebie z Egiptem, a Wybrzeże na wyjeździe z Sudanem. Wszystko ułożyło się po myśli dla Iworyjczyków. Reprezentacja Egiptu zremisowała z Kamerunem, a WKS w swoim meczu zdobyło 3 punkty. 

 

Więcej niż piłka

Awans na tak wielką sportową imprezę był wielkim sukcesem złotego pokolenia iworyjskiego futbolu. Sami mogliśmy poczuć kilka dni temu ten piękny moment, gdy serca całego narodu unoszą się, gardła zdzierają, a dłonie same składają do oklasków. Moment wspólnoty, łączności, całości. Ten moment, w którym wszyscy są ze sobą braćmi. Ten moment wykorzystał Didier Drogba. Lider zespołu, który rok wcześniej przywdział trykot Chelsea Londyn.  

Mężczyźni i kobiety z Wybrzeża Kości Słoniowej! Z północy, południa, centrum i zachodu. Udowodniliśmy, że wszyscy nasi obywatele mogę współpracować, mając jeden cel - zakwalifikować się na mistrzostwa świata. Dziś błagamy was na kolanach… Kraj, który ma tak wiele bogactw, nie może być niszczony przez wojnę domową. Proszę, odłóżcie broń i przeprowadźcie wybory.

Przemowa pełna szczerości, płynąca prosto z serca była nadawana w wielu kanałach telewizyjnych. Spontaniczna reakcja Drogby i drużyny zmieniła na chwilę historię Wybrzeża Kości Słoniowej. Kilka tygodni później w kraju doszło do zawieszenia broni między rządem a rebeliantami. Na mistrzostwach świata reprezentacja z Afryki pokonała Serbię i Czarnogórę, przegrywając z Holandią i Argentyną. W konsekwencji nie awansowali do następnej części mundialu i wrócili do domu. Domu, który nie był już ogarnięty wojną domową.

 

Wszystko stracone

Jest film pod takim pesymistycznym tytułem. Robert Redford, jako bezimienny żeglarz, który wyruszył w samotny rejs po Oceanie Indyjskim. Jego statek zderza się z kontenerowcem i zaczyna nabierać wody. W tym momencie rozpoczyna się desperacka walka o życie. Zakończenie filmu przewidziane jest już w tytule, a dwugodzinny seans to klisze z fatum, które ściga bohatera. 

Świat spowity jest fatum, które czasem traci na sile, przez bohaterów. Bohaterów, takich jak Didier Drogba. Iworyjczyk nie powstrzymał jednak wojny, a jedynie zatrzymał ją na chwilę. Wojna domowa powróciła do Zachodniej Afryki w 2010 roku, a walki i niepokoje trwają do dziś. 

Pamiętam, że wiele lat temu występowałem na deskach teatru w Suwałkach. To był spektakl “Osad”, którego zakończenie było mocno pesymistycznie. Ta historia jest zresztą opisana w książce Julii Lizurek o kulturze polskiego teatru offowego. Główny bohater spektaklu (grany przez nieodżałowanego Mariusza Bolałka), chciał być częścią “czegoś większego”, chciał być częścią grupy, chciał być kochany, a spotkała go śmierć. Po brawach nastąpiła rozmowa z widzami, a ostatnie pytanie zadała poruszona kobieta.

“Co teraz? Wszystko kończy się tak źle, tak pesymistycznie. Jaki to przekaz, co teraz?” - dopytywała. Odpowiedź, która na zawsze pozostanie w mej pamięci padła z ust reżysera - “Żyjemy”. 

Dopóki żyjemy, możemy coś zmienić. “Niektórzy piłkarze zdobywają trofea, a inni inspirują ludzi. Didier Drogba zrobił obie rzeczy” - tymi słowami, niezwykle celnie, podsumował Iworyjczyka dziennikarz Carl Anka. Czy dziś stać kogoś na wielkie słowa? A przede wszystkim - czy stać kogoś na wielkie czyny? Wojna trwa, a piłka jest w grze. 

TAGI

Inne felietony