Ustawienia Twojej prywatności

Strona korzysta z plików Cookies, aby zapewnić Ci maksymalny komfort korzystania z serwisu oraz jego usług oraz dostosować treści do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza akceptację że będą one zamieszczane w urządzeniu końcowym. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce.

Powrót do Ekstraklasy. Kolejny sen Miedzi Legnica

Dodał: Jan Szlempo
Data dodania: 09-05-2022 22:21
Powrót do Ekstraklasy. Kolejny sen Miedzi Legnica

To już oficjalne - Miedź Legnica, po trzyletniej przerwie, znów zagra na boiskach Ekstraklasy. Kibice ze Stadionu im. Orła Białego świętują, ale mają też oczekiwania wobec klubu. Sezon w najwyższej klasie rozgrywkowej to za mało też dla piłkarzy i sztabu. Miedzianka to klub budowany z pomysłem, który się sprawdza. Przynajmniej w warunkach pierwszoligowych, a przed piłkarzami z dolnośląskiego miasta następny krok. 


Przebiegunowanie ligi

Masę skrajnych emocji dostarcza kibicom trwający sezon Ekstraklasy. Legia Warszawa nie przypomina za nic w świecie drużyny, która jeszcze niedawno dominowała na krajowym podwórku. Klub jest zagubiony jak dziecko w Luwrze, ale na zasmucającej niewydolności stołecznej drużyny korzystają inni. Na czele stawki wciąż plasują się trzy ekipy. Ochotę na zwycięstwo w wyścigu ma Raków Częstochowa, Lech Poznań i Pogoń Szczecin. Mecze rozgrywane przez te drużyny wzbudzają emocje wśród rozgrzanych kibiców, bo finisz Ekstraklasy w trwającym sezonie, to piłka nożna w pięknym wydaniu. W Krakowie nie podzielają zainteresowania walką o tytuł - Wisła Kraków sensacyjnie spada do niższego poziomu rozgrywkowego. 

W drugą stronę, po raz drugi w historii, powędruje klub z Legnicy. Klub, który jako jeden z nielicznych znajduje się w stu procentach w prywatnych rękach. Właściciele długo zastanawiali się, kto powinien objąć stanowisko prezesa w klubie. Po trzyletnim okresie bezkrólewia, stery objął Tomasz Brusiło. 

Konsekwentnie realizujemy naszą strategię, by na wszystkie kluczowe stanowiska w klubie wychowywać zaufanych ludzi z wewnątrz, którzy nasz klub dobrze znają, którzy mocno się z nim identyfikują i którzy razem z tym klubem się rozwijają. To dotyczy m.in. dyrektora sportowego, dyrektora Akademii, trenera pierwszej drużyny, a teraz także prezesa i wiceprezesa Zarządu. Tomek Brusiło do tej roli przygotowywał się od dłuższego czasu, w zasadzie już wcześniej wypełniał część tych obowiązków. Od teraz będzie to robił oficjalnie - opowiadał Andrzej Dadełło, właściciel Miedzi. 

Zaufanie do fachowców z kraju i szkolenie młodzieży. Tak pokrótce można opisać metody wdrażane od lat w klubie. Były piłkarz, który ma uprawnienia trenerskie UEFA Pro od 2012 roku odpowiedzialny był za stworzenie struktur, które pozwolą na selekcję i trening talentów z miejskich orlików. Kilkoro wychowanków trafiło już do młodzieżowych drużyn kraju, a gra w młodzieżówce Miedzi to prosta droga do juniorskiej ekipy Dolnego Śląska. 

Na ławce trenerskiej usiadł Wojciech Łobodziński. Obecność 36-latka w roli szkoleniowca nie jest dziełem przypadku. To historia utkana z emocji, które kochają kibice piłki nożnej. Łobodziński jest w Miedziance od 10 lat. Wcześniej jako piłkarz, będący częścią drużyny, która awansowała do Ekstraklasy. Już wtedy pisał historię klubu, a po zawieszeniu butów na kołku przejął młodzieżówkę drużyny, którą reprezentował. Łobodziński. Planował to od lat. 

Jeszcze przed trzydziestką zacząłem myśleć o tym, żeby być trenerem. Jestem trochę zwariowany na tym punkcie, bo nawet jak mam urlop, to tylko mecze oglądam, analizuję. Jestem asystentem w jednej z grup młodzieżowych w Miedzi, pomagam trenerowi. Oglądam też mecze rezerw, przyglądam się młodym chłopakom w Akademii. Chciałbym żeby klub się też w tym kierunku rozwijał, mam chyba niezłe oko do tych młodych piłkarzy, więc chciałbym pomóc.

Lata spędzone w mieście spod herbu Lwa sprawiły, że były reprezentant kraju postanowił osiedlić się nad Kaczawą.

W tym regionie mieszkam z przerwami od 2003 roku. Osiedliliśmy się tu z żoną i jest to już mój dom. Nie będę ukrywał, że zostanę tutaj na resztę życia. Przynajmniej na razie nie mam planów, żeby gdzieś się przeprowadzać. Tak, tu jest mój dom. 


Arsene Wenger w Legnicy

Gablotka na trofea w klubie dzierży tak naprawdę tylko jeden znaczący puchar. To złoto za zwycięstwo Pucharze Polski, a Miedzianka została pierwszym klubem w historii, który sięgnął po to trofeum, a nigdy wcześniej nie grał w najwyższej klasie rozgrywkowej w naszym kraju. Ten sukces umożliwił małemu ówcześnie klubowi na grę w nieistniejącym już turnieju - Pucharze Zdobywców Pucharów. Dziś szereg tych spotkań nazywany jest Europa League. 30 lat temu, Miedź Legnica rozegrała swój historyczny, pierwszy mecz w europejskich rozgrywkach. W meczu 1. rundy Pucharu Zdobywców Pucharów podejmowali AS Monaco. Drużyna, reprezentująca malutkie Księstwo wtedy stanowiła piłkarską potęgę, dziś dalej jest wspaniałą ekipą, ale jest status nieco upadł. Ekipa z początku lat 90. była naszpikowana gwiazdami. 

W ataku szarżował sam Jurgen Klinsmann. Za nim grał sześciokrotny mistrz Portugali, Rui Barros zdobył w swojej karierze 20 trofeów mistrzowskich. Jego gra w pomocy była ważna w układance ekipy z Monako. Defensywą dowodził Lilian Thuram, czyli późniejszy mistrz Świata i Europy i filar reprezentacji Francji. Nosząc koszulki Fc Barcelony, Parmy, Juventusu Turyn i Monaco zdobył tytuły w każdej z drużyn. W środku pola biegał Emmanuel Petit, który świetnie rozumiał się z będącym za jego plecami Thuramem. Ramię w ramię zdobywali mistrzostwa reprezentacyjne, a na ich współpracy korzystał szkoleniowiec AS Monaco. Do niewielkiego miasteczka na Dolnym Śląsku przybył, zobaczył i nie zwyciężył Arsene Wenger. 

Francuz, wielki trener Arsenalu Londyn, rywal Sir Alexa Fergusona i twórca sukcesu The Invincibles zasiadał na ławce trenerskiej przeciwnika Miedzi Legnica. I choć to ekipa z Księstwa ostatecznie przeszła do następnej rundy - Miedziowi postawili twarde warunki. 

Pamiętam, że jeszcze na obozie w Czechach tylko się modliliśmy, żeby nie trafić na jakichś Bułgarów, Węgrów albo lecieć gdzieś na Kaukaz, bo chcieliśmy zagrać z mocnym klubem, na nowoczesnym stadionie, przed fajną widownią. Byliśmy nieco przerażeni i zaraz zaczęły się różne głosy. Jan Tomaszewski wypowiedział się w telewizji, że to taki rywal, że lepiej, jakbyśmy się w ogóle wycofali, bo to będzie jakaś zupełna kompromitacja. Tak czy inaczej szykowaliśmy się, choć nieco przestraszeni Monaco. Wspominają piłkarze Miedzianki, Płaczkiewicz i Ciliński.

Do dwumeczu z Polskim przeciwnikiem Wenger podszedł poważnie. Bardziej niż piłkarze z Legnicy mogli to sobie wyobrazić. 

Pamiętam, że parę tygodni przed meczem z AS Monako graliśmy mecz w Pszowie z tamtejszym Górnikiem. My wychodzimy na boisko, a tu na około stoją przedstawiciele Monaco i rozstawiają kamery! Następna kolejka ze Ślęzą Wrocław, gramy u siebie, a Wenger jest na stadionie. Żeby wtedy w Legnicy dostać się na trybunę honorową, trzeba było przejść przez całe boisko. Jest dziesięć minut do gwizdka, grzejemy się, a przed nami idzie Wenger. To był szok. Udowodnił swój wielki profesjonalizm. Prawdopodobieństwo, że ich wyeliminujemy mogło wynosić ile? Promil? Przecież oni w maju grali w finale PZP! Przegraliśmy ze Ślęzą 0:1 i chyba sama jego obecność nas tak zestresowała.

Ekipa Wengera awansowała do następnej części turnieju. Choć pan Tomaszewski przewidywał dwucyfrowy wynik przeciwko legnickiemu klubowi, obyło się bez blamażu. Przeciwnie - mało brakowało, a to Legniczanie cieszyliby się ze zwycięstwa. 

Piłkarze Monaco nie chcieli się z nami wymieniać koszulkami i szybko zbiegli z boiska. Zeszli do szatni szybszym biegiem niż poruszali się wcześniej w ciągu spotkania! Nie mieli z nami łatwo. W końcówce mieliśmy szansę doprowadzić do dogrywki i gospodarze drżeli o ten remis! Zresztą kolejne mecze z Olympiakosem, z którym odpadli, pokazały, że nie byli wtedy w wysokiej formie. Myślę też, że trochę nas zlekceważyli. Nie ma sobie co umniejszać, przegrać 0:1 z Monaco to mimo odpadnięcia był dla nas wyczyn.

 

Kolejny piękny sen 

O Legnicy kiedyś mówiono, że jest jak talerz pierogów - w połowie ruskie, w połowie leniwe. To oczywiście komentarz do tego, że jeszcze do roku 1993 stacjonowały tam rosyjskie wojska, które nie chciały opuszczać zajętego przez siebie miasta. Od drugiej wojny światowej okupowali sporą część aglomeracji, a żołnierzy i wierchuszki partii było tak dużo, że Legnica nazywana była Małą Moskwą. Jej strategiczne znaczenie dla rosjan było wielkie, a wyjeżdżający czerwonoarmiści nie mogąc pogodzić się ze stratą wpływów, niszczyli wszystko, co zostawiali za sobą. 

Dziś miasto nie jest w połowie ruskie i wygląda na to, że nie jest też w połowie leniwe. A przynajmniej w Miedzi Legnica nie próżnują, bo wywalczony sukces będzie cieszył kibiców w każdy ekstraligowy weekend. 

Zapominać nie można o Marku Ubychu, bowiem awans to również jego zasługa. Będący częścią ekipy z Legnicy od pięciu lat, dyrektor sportowy klubu może zaliczyć swoje transferowe decyzje do niezwykle udanych. To najprawdopodobniej najlepszy okres transferowy w historii pierwszoligowej Miedzi. Koszulkę z Lwem na piersi noszą między innymi Dominguez, Carolina, Julio Martinez, Chuca, czy Martin Gammelby. To czołowi piłkarze nie tylko klubu, ale też całej ligi. 

Ubych oczywiście zaliczył też kilka transferowych wpadek, ale okres jego pracy oceniany jest zdecydowanie na plus. Zarówno on, jak i cały sztab oraz piłkarze mają okazję, by zaprezentować się z najlepszej możliwej strony. Tym razem na boiskach ekstraklasy. I tym razem zostać w niej na dobre. 







 

Inne felietony