Ustawienia Twojej prywatności

Strona korzysta z plików Cookies, aby zapewnić Ci maksymalny komfort korzystania z serwisu oraz jego usług oraz dostosować treści do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza akceptację że będą one zamieszczane w urządzeniu końcowym. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce.

To była ręka Boga. To ona cię uratowała.

Dodał: Jan Szlempo
Data dodania: 16-12-2021 22:32
To była ręka Boga. To ona cię uratowała.

Neapol lat 80. Piłka nożna, marzenia, dojrzewanie, cuda, nadzieje. Poetycki obraz Paolo Sorrentino, którego punktem wyjścia jest historia rodzinna reżysera i historia połączenia Maradony z Napoli. Recenzja filmu "È stata la mano di Dio". 

„To była ręka Boga, to ona Cię ocaliła.” Tymi słowami zwrócił się do nastoletniego Fabietto, który opłakiwał swoich rodziców, wujek składający kondolencje. Młodzieniec kilka dni wcześniej stanął przed wyborem - pojechać z rodzicami do górskiego mieszkania, lub obejrzeć mecz Napoli. Karnet na wszystkie mecze sezonu kupił mu jego ojciec, Fabietto zdecydował obejrzeć swoich boiskowych bohaterów na żywo, a rodzice do domku pojechali we dwoje. Tam zmarli przez czad wydobywający się z nieszczelnej instalacji, a miłość do ukochanego klubu uchroniła nastolatka przed śmiercią w ten sam sposób. 

Film Paolo Sorrentino to - kolejny już - hołd, który włoski reżyser oddaje piłce nożnej. Uwielbienie do tego sportu i wprowadzanie delikatnych, lub totalnych niuansów jest nieodłącznym elementem jego twórczości. Wystarczy wspomnieć odniesienia do włoskich klubów w „Wielkim pięknie”, filmie, który wyniósł twórcę do panteonu wybitności oraz późniejszych obrazach. Film „Oni”, to Sylvio Berlusconi - pozycja obowiązkowa dla wszystkich fanów AC Milanu - a sama nazwa, to odniesienie do tego, jak na Sylvio mawiał Carlo Ancelotti: „On”. Sugestywne odniesienie do Diego Maradony pojawia się w „Młodości” - nie jest wprost powiedziane, że chodzi o Argentyńczyka, jednak jego charakterystyczna fryzura oraz waga stanowią wystarczającą podpowiedź. No i jego wyborne panowanie nad piłeczką tenisową, którą odbija tak, jakby była to najprostsza rzecz na świecie. 

Tym razem włoski reżyser nie bawi się już w niuanse i sugestie - ten film to jego własna wiwisekcja, praca na organizmie wspomnień, które były tak samo piękne, jak i bolesne. W tle historii rodziny reżysera jest on. Diego Maradona, którego pojawienie się w Neapolu wpływało bezszelestnie, pośrednio - ale jednak definiująco -  na codzienność każdej z neapolitańskich rodzin. 

„Ręka Boga” nie jest opowieścią o Diego. Nie jest to historia o jego boiskowej magii, czy pozaboiskowych dramatach. To rzecz o miłości do klubu, o radości z piłki nożnej, o jej wpływie na kibiców. To autobiograficzny dramat dający jasny sygnał - piłka nożna nie jest najważniejsza. Ale może taka być. Choć reżyser musiał mierzyć się z trudnymi wspomnieniami - takimi jak brak przyjaciół, niska wiara w siebie, no i śmierć rodziców, to zachował potrzebny dystans i balans. 

Jedną z najważniejszych scen filmu, gdy do jego rodzinnego domu dzwoni była kochanka męża, co powoduje awanturę, krzyki i złość przełamuje inna informacja. Informacja, która zmieniła bieg historii - jego rodziny, Neapolu, Świata. W czasie kłótni, ojciec Fabietto odbiera telefon od przyjaciela z Banku - „Maradona właśnie założył konto w naszym oddziale. Maradona przychodzi grać dla Napoli”. Piłka nożna i to co z nią idzie zmienia wszystko i jeśli kiedyś zostanę zapytany, dlaczego jest tak ważna - ta scena i ten film będą odpowiedzią. 

Neapol zniszczony, raczej nędzny, biedny, pełen kawy, alkoholu, tańca, ale i bandytów, śmieci i złodziei. Lata 80. nie były kolorowym okresem dla tego miejsca, a przyjście Diego przedefiniowało rzeczywistość. Sorrentino poetycko ukazał swoje miasto, balansując delikatnie na pograniczu fikcji i rzeczywistości. Trudne relacje dużej rodziny, złodziejaszki, milczący mnich, ponętna ciotka. Nie wiadomo ile w tych symbolach jest prawdy, ile poezji, ale jedno jest prawdziwe - emocje.

Sorrentino z wirtuozerią i nostalgią opowiada o swoim mieście. Wychował się w Neapolu i to miasto go ukształtowało. Uratowało i dało wieczną inspirację do tworzenia filmów, które są ucztą dla oka i duszy. Ten film jest też ucztą dla fanów futbolu, bo bez niepotrzebnych słów, mogą pokazać ten film każdemu, kto zastanawia się dlaczego ten sport jest tak ważny. 

Sorrentino jest precyzyjny, mocny i po prostu genialny. Taki sam był Maradona. W obu był pewien rodzaj tęsknoty i to pięknie uchwycił reżyser. Wielu dziennikarzy zauważa, że reżyser wspomina i oddaje hołd trzem bohaterom: Felliniemu, Zeffirelliemu i Capuano. W rzeczywistości to hołd dla wspomnianych, ale też dla Diego i tego, jak zmienił życie młodego Fabietto - czyli młodego Paolo. Wspomnienie dzieciństwa, dojrzewania, poznawania smaku alkoholu, papierosów, kobiety i piłki nożnej. 

Ten film jest pełen cudów i rzeczy niemożliwych - ukazanie się patrona miasta, świętego Januarego przed bezpłodną ciotką, przyjście Maradony do Włoskiego klubu oraz uratowanie życia młodego chłopca. Reżyser zestawia niejasności z oczywistościami. Cuda przenikają się ze sztampą, niemożliwe ze zwykłym, a prawdziwa poezja z tekstami pokroju Jasia Kapeli. Reżyser robi to, bo takie było jego dojrzewanie, taki był Neapol. Taka jest piłka nożna.

TAGI

Inne felietony