Ustawienia Twojej prywatności

Strona korzysta z plików Cookies, aby zapewnić Ci maksymalny komfort korzystania z serwisu oraz jego usług oraz dostosować treści do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza akceptację że będą one zamieszczane w urządzeniu końcowym. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce.

List otwarty niepełnosprawnego kibica Jagiellonii Białystok do Zbigniewa Bońka

Dodał: Grzegorz Sawicki
Data dodania: 06-05-2019 17:30
List otwarty niepełnosprawnego kibica Jagiellonii Białystok do Zbigniewa Bońka

"Piłka Nożna" opublikowała list otwarty niepełnosprawnego kibica do prezesa PZPN.

Do redakcji tygodnika "Piłka Nożna" trafił list napisany przez Dariusza Waśkę - niepełnosprawnego kibica Jagiellonii Białystok, który opisał swoje problemy w trakcie finału Pucharu Polski organizowanego na PGE Stadionie Narodowym.

LIST OTWARTY do prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniewa Bońka dotyczący organizacji Finału Pucharu Polski

                                                                 ŁĄCZY NAS PIŁKA, ALE WCIĄŻ DZIELĄ BARIERY 

Nazywam się Dariusz Waśko. Jestem z Podlasia. Tam się urodziłem i tam od 40-tu lat mieszkam, więc odkąd pamiętam jestem, i zawsze będę kibicem Jagiellonii. Od urodzenia choruję na zanik mięśni i poruszam się na wózku elektrycznym. Kilka lat temu w Białymstoku powstał nowy stadion i oglądanie meczy z perspektywy czterech kółek nie stanowi problemu. Stadion Narodowy jest też oczywiście przystosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych i miałem przyjemność osobiście to sprawdzić dwukrotnie biorąc udział w największych imprezach sportowych (Euro 2012 i Mistrzostwa Świata w piłce siatkowej). Wspominam je bardzo dobrze, gdyż nie miałem żadnych problemów z dotarciem na stadion. Co prawda niektóre podjazdy są bardzo strome, ale osobom na wózkach aktywnych pomagali wówczas stewardzi, a wózki elektryczne radziły sobie z takim nachyleniem.

Dla mnie jako kibica Jagiellonii finał Pucharu Polski z Jej udziałem był tak samo istotnym wydarzeniem, jak te z 2012 i 2014 roku, więc bardzo chciałem tam być. Nie myślałem o barierach architektonicznych, ponieważ już tam byłem i wszystko było OK.

Na stronie internetowej „Łączy nas piłka" dostępne były tylko bilety na sektory po obu stronach długości boiska. Nie można tam było kupić biletu dla osoby na wózku, ponieważ takie miejsca znajdują się na sektorach za bramkami i było oczywistym, że odpowiedni bilet mogę kupić tylko z puli przeznaczonej dla kibiców Finalistów Pucharu. Udało się. Wykupiłem również specjalne miejsce parkingowe i wyraz z przyjaciółmi przyjechałem własnym, przystosowanym samochodem. Korki w Warszawie były okropne, ale trudno jest za to winić PZPN. Po zaparkowaniu samochodu udałem się pod bramę nr 1, gdzie wyraźnie było widać znak dostępności dla osób niepełnosprawnych. Służba porządkowa tam stojąca stwierdziła, że nie ma takiej opcji. Nasze bilety są na wejście bramą nr 2 i tam mamy się kierować. Pod bramą numer 2 już wzrokowo można było stwierdzić, że nie damy rady tamtędy wejść.

Bramki, schody i dalej schody. Podjazdów ani znaków dostępności nie było nigdzie widać. Spotkaliśmy tam osobę na wózku elektrycznym wraz z opiekunem w podobnej sytuacji i postanowiliśmy razem wrócić pod bramę nr 1, bo to było jedyne rozsądne i zgodne z oznaczeniem na mapie rozwiązanie. Myśleliśmy, że razem będziemy mieć większą moc przebicia, ale się myliliśmy. Na nic było tłumaczenie, że tamtędy z wózkami się nie da przejechać, że na stronie internetowej w informatorze dotyczącym finału Pucharu Polski pisze wyraźnie "Osoby niepełnosprawne wchodzą bramą nr 1, a następnie Tunelem Królaka kierują się do najbliższych wind po lewej stronie tunelu. Windami wjeżdżają na poziom P0, z którego promenadą wewnętrzną mogą przejść na swoje miejsca." - "Nie ma takiej opcji, bilet macie na bramę nr 2 i tyle." Jadąc ponownie w kierunku bramy nr 2, było słychać rozpoczynający się już mecz, a my jak zbłąkani wędrowcy pukaliśmy do różnych drzwi, ale nikt nie chciał nas wpuścić. Będąc już pod bramą nr 2, byliśmy całkowicie skołowani i załamani. Ja nie mogłem wejść, bo jestem na wózku, a kolega też nie, bo nie mógł zostawić mnie samego. Mając jeszcze jakąś iskierkę nadziei na wejście, zdecydowaliśmy się sprawdzić, czy jest jakieś szersze miejsce między bramkami, a przed schodami będzie jakiś podjazd. To był po prostu nieracjonalny odruch nadziei, że się jeszcze uda, w końcu jest to Stadion Narodowy - chluba Polski.

Podjechałem do żółto-czerwonej kolejki i rozszedł się okrzyk „Rozstąpmy się. Wpuśćmy osobę na wózku!". Dosyć szybko podjechałem pod bramki, ale były zdecydowanie zbyt wąskie, a szerszych nie było. Do tego jeden pan ze służby porządkowej stwierdził, że te bramki są nierozbieralne. Nic się nie da zrobić i rzecz jasna odesłał do bramy nr 1. Siedziałem na wózku w tłumie rozkrzyczanych kibiców i tak samo, jak ja zdenerwowanych zaistniałą sytuacją. Ktoś chciał mnie przenosić na rękach, twierdząc, że był pracownikiem DPS-u, ktoś bluzgał organizatorów, a ktoś inny krzyknął - „Przenieśmy go nad barierkami!" W tym momencie zadziałała psychologia tłumu. Nikt nie słyszał mojego krzyku - „Nieee!". Nie chciałem podejmować takiego ryzyka, ale to już nie miało znaczenia. Poleciałem w górę i jak na koncercie - w lesie rąk przepłynąłem nad barierkami. Trzeba tu podkreślić, że pokazało to bardzo pozytywne cechy natury ludzkiej. Zwykłej ludzkiej pomocy i empatii.

Mój wózek sam waży około 100 kg (plus moja waga), nie jest przystosowany do noszenia. Posiada wiele elementów ruchomych, które mogą wypaść lub się połamać oraz sporo delikatnej elektroniki. Co by było gdyby wydarzył się wypadek? Kto byłby za to odpowiedzialny? Po wylądowaniu na ziemi i sprawdzeniu mnie wraz z kolegą przez ochronę, stanęliśmy przed kolejnym wyzwaniem. Schody! Cała masa schodów! 

Jak się później okazało, podjazd był tuż obok, ale został zasłonięty siatką i ukryty przez balon reklamowy. Żadna zapytana osoba ze służby porządkowej nie potrafiła powiedzieć nic konstruktywnego. Radźcie sobie sami i tyle. Znowu więc znaleźli się kibice, którzy wnieśli mnie na pierwszą grupę schodów. Nie wiem ile stopni, ale na pewno bardzo dużo. Na pierwszym poziomie zauważyliśmy podjazd, a na nim kibica na elektryku (poznanego wcześniej) wraz z jego opiekunem. Wjechaliśmy tam razem.

Podjazd bardzo stromy, ułożony z kostki brukowej, co jeszcze potęgowało trudność wjazdu, ale daliśmy radę. Na samej górze spotkała nas zamknięta brama i stojąca tam służba porządkowa, która po raz kolejny jednoznacznie stwierdziła, że nas nie wpuści. Kierownik odcinka powiedział, że nie ma takiej opcji, byśmy wjechali i nie chciał nawet o tym dyskutować. Wystarczyło jedynie rozsunąć siatkę i bezpiecznie wpuścić nas na swój sektor, ale niestety byliśmy w czwórkę zmuszeni zjechać w dół w kierunku schodów.

Ponownie grupa kibiców i po raz kolejny mój stukilowy wózek, plus ja - lecieliśmy w niebezpieczeństwo utraty zdrowia i życia. Dotarłem na miejsce wraz z kolegą w 15-tej minucie meczu, ale byłem tak WZBURZONY, że trudno mi się było skupić na meczu. Myślałem - ok jestem, dotarłem, ale czeka mnie jeszcze droga powrotna, a znoszenie takiego wielkiego ciężaru jest jeszcze bardziej niebezpieczne niż jego wnoszenie.

Jagiellonia przegrała, ale nie to mnie martwiło. W drodze powrotnej znowu skręciliśmy w stronę podjazdu, ale mimo, że już było po bitwie zawodników na boisku, służba porządkowa dzielnie broniła swojej barykady. Jak w wojsku - do ostatniej kropli krwi. Kierownik odcinka zapytany, co mamy zrobić, stwierdził: „Jak tu weszliście, tak zejdźcie".

Powtórka z rozrywki - grupa kibiców i lot w dół, jak kamikadze przez pierwszą grupę schodów. Na tym poziomie okazało się, że tam również jest zabarykadowany podjazd
i ten sam kierownik, bo to w końcu nie był byle kto, tylko KIEROWNIK ODCINKA i był odpowiedzialny za obronę kilku barykad. Był twardy i niewzruszony, więc już nie będę powtarzał, co powiedział.

Ktoś z kibiców podpowiedział, aby mój kolega podszedł do policji. I tu muszę pochwalić służbę mundurową. Jeden z policjantów stwierdził, że to obowiązek służby porządkowej, abym bezpiecznie dojechał do wyznaczonego sektora oraz bezpiecznie go opuścił i taką informację kazał przekazać kierownikowi, a jeśli tego nadal nie uczyni, to sam osobiście go uświadomi. Kolega jeszcze nie zdążył wrócić z tą informacją, a już kierownik podszedł do mnie i zaprosił do wyjścia. Przepuścił przez bramkę i przekazał swojemu koledze, by nas odprowadził, bo sam się już pewnie wstydził to zrobić albo po prostu musiał wracać do swoich obowiązków, wiedział że osób na wózku jest więcej.

Przegranie jednej bitwy z osobą niepełnosprawną, nie oznacza przegrania całej wojny. Ja z kolegą i stewardem zjechałem podjazdem, na końcu którego był zamaskowany balonem reklamowym i zasunięty płotem wyjazd w kierunku bram stadionu. Szybkie rozsunięcie siatki i byłem na dole schodów. W głównej bramie też już nie było zmniejszających bramek, których demontaż był podobno niemożliwy, więc można powiedzieć „Byłem już w domu". 

Ilość barier architektonicznych, jakie musiałem pokonać tego dnia była chyba moim życiowym rekordem, tylko paradoks całej sytuacji polegał na tym, że Stadion Narodowy jest przystosowany dla osób na wózkach. To nie były bariery stadionu, to były bariery w ludzkich głowach, beznadziejnej organizacji i zignorowaniu w ogóle takiej opcji, że osoba niepełnosprawna, poruszająca się na wózku będzie chciała ten mecz zobaczyć. O odruchach ludzkich i empatii nie będę już wspominał.

Panie Prezesie, bardzo Pana cenię za sukcesy sportowe oraz dalszą działalność w PZPN, ale dzisiaj w moich oczach przegrał Pan KILKADZIESIĄT do ZERA (proszę policzyć ilość stopni przy bramie nr 2 i podstawić właściwą liczbę). Chciałbym, żeby Pan wiedział, że jestem bardzo zniesmaczony zaistniałą sytuacją.

Może i nie tylko moja bezsensowna tułaczka da impuls do konstruktywnych przemyśleń. Może spowoduje, że w przyszłości nikt inny nie będzie już miał takich problemów. A może będzie tak, jak zwykle - zadziała „polska spychologia" i okaże się, że ktoś inny jest za to odpowiedzialny?

Za rok proszę przynajmniej napisać na „Łączy nas piłka", aby osoby na wózkach siedziały w domu. To przynajmniej będzie uczciwe.

W imieniu swoim, jak i pozostałych niepełnosprawnych kibiców Proszę Pana o zajęcie stanowiska w tej sprawie.

                                                                                                      Z wyrazami szacunku,  Dariusz Waśko

Źródło "Piłka Nożna"

TAGI

Inne artykuły