Ustawienia Twojej prywatności

Strona korzysta z plików Cookies, aby zapewnić Ci maksymalny komfort korzystania z serwisu oraz jego usług oraz dostosować treści do indywidualnych potrzeb użytkowników.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza akceptację że będą one zamieszczane w urządzeniu końcowym. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia dotyczące cookies w swojej przeglądarce.

Kim będzie nowy prezes PZPN? Przedstawiamy kandydatów.

Dodał: Jan Nadolny
Data dodania: 12-05-2020 15:55
nowy prezes PZPN

KANDYDACI NA PREZESA PZPN

Wokół wyborów na nowego prezesa PZPN piętrzą się wątpliwości. Nieznany jest termin decydującego głosowania, ani kandydaci. Nie wiadomo nawet, czy Zbigniew Boniek w ogóle zostanie pozbawiony stanowiska. 

Wedle ustalonego przed ośmioma laty terminarza, wybory powinny odbyć się 27 października 2020 roku. Jednakże w dobie koronawirusa, gdy wszelkie plany są dawno nieaktualne, natychmiastowo trzeba szukać nowych, skutecznych rozwiązań. Wraz z ogłoszeniem przez rząd kolejnych etapów odmrażania gospodarki, minister sportu Danuta Dmowska-Andrzejuk zezwoliła na przedłużenie o rok kadencji wszystkich prezesów polskich związków sportowych, w tym także Zbigniewa Bońka. Sam zainteresowany, na łamach tygodnika „Piłka Nożna”, mówi: - Jeżeli się okaże, że w związku z pandemią nie mogą się odbyć wybory w Wojewódzkich Związkach Piłki Nożnej, a każdy musi je przeprowadzić, żeby wskazać delegatów na zjazd w centrali, jeżeli rząd zawarł taki punkt w poprawkach do ustawy o tarczy antykryzysowej, nie mogę wykluczyć, że zostanę na stanowisku kolejny rok. Nie zrobiłem jednak nic w tym kierunku. I przygotowuję się na pożegnanie 27 października z PZPN. Żadne dywagacje w tym temacie mnie nie podniecają. 

ZBIGNIEW BONIEK – ZA I PRZECIW

W stronę obecnego prezesa PZPN kierowane są zarzuty, głównie w kwestii drastycznie pogarszającej się w ostatnich latach renomy i jakości Ekstraklasy. Często podnosi się także drażliwy temat szkolenia młodzieży, które zdaniem krytyków Bońka, nie jest traktowane priorytetowo. Fakty są jednak takie, że to za jego rządów wprowadzono promujący zdolnych młodzieżowców Pro Junior System, a budżet PZPN-u od 2012 roku powiększył się z 89 milionów, do ponad 300 milionów złotych. To z kolei, pozwoliło m.in. na konsekwentną i postępującą realizację związkowych projektów (np. wspomniany PJS) oraz nieocenione w dobie pandemii, 116-milionowe wsparcie finansowe dla polskich klubów. 

Nie bez powodu zatem, coraz częściej słyszy się głosy popierające zmianę ustawy o sporcie, która umożliwiłaby Prezesowi Bońkowi kandydowanie w nadchodzących wyborach. W 2018 roku, na corocznym Zwyczajnym Walnym Zgromadzeniu Delegatów uchwalono poprawkę do statutu PZPN, według której jedynym ograniczeniem liczby kadencji prezesa jest wspomniana ustawa o sporcie.
Ta pozornie drobna zmiana dała poważny pretekst, aby posądzić władze związku o próbę zawłaszczenia państwowej instytucji. Przeciwnicy obecnego zarządu zrobią więc wszystko, aby znaleźć wpływowego kandydata, który zapoczątkuje nowe rozdanie.

KONIEC ERY BOŃKA?

Koncepcja trzeciej kadencji Bońka nie wydaje się jednak zbyt realna. Dlatego obecny prezes PZPN postanowił wyznaczyć swego naturalnego następcę, który będzie kontynuował rozpoczętą przed ośmioma laty politykę związku. Owy kandydat, którego postać została przedstawiona w zestawieniu poniżej, jak do tej pory, jako jedyny oficjalnie potwierdził chęć startu w wyborach. Pozostali, póki co, są dalecy od składania jakichkolwiek deklaracji – w końcu do 27 października jeszcze blisko 5 miesięcy, a jeżeli kadencja Zbigniewa Bońka zostanie przedłużona do 2021 roku, to zgłaszanie kandydatury w maju 2020 roku, tym bardziej zdaje się być pozbawione sensu.  

SĄ TU JACYŚ KANDYDACI?

Pomimo, iż protegowany Zbigniewa Bońka publicznie zadeklarował zamiar wzięcia udziału
w wyborach, to mianem oficjalnego pretendenta określić go jeszcze nie można. Kandydat na prezesa PZPN powinien zostać zgłoszony do Biura Związku nie później niż 30 dni przed terminem wyborczego Walnego Zgromadzenia Delegatów. Zgłoszenia musi dokonać co najmniej 15 ze 110 delegatów, reprezentujących wojewódzkie związki piłki nożnej lub kluby dwóch najwyższych klas rozgrywkowych. Żadnej z tych czynności jak do tej pory nie wykonano.  

Kto zatem jest zaliczany do grona kandydatów? Czy kogokolwiek można w ogóle w ten sposób nazwać? W tym wypadku nie ma prostej odpowiedzi. W kuluarach, pomiędzy związkowcami, są mocni i mocniejsi. Przestarzały system wyboru prezesa PZPN, w głównej mierze polega na przekonaniu do siebie jak największej liczby delegatów. Startujący z niskiej pozycji nawet nie mają po co się starać.
W grę wchodzą tylko i wyłącznie same grube ryby. Wysoko postawieni członkowie związkowego zarządu. Wpływowi działacze i doświadczeni biznesmeni, którzy w polskiej piłce pływają już od wielu lat. Byli znakomici piłkarze, którzy dokonując trafnych inwestycji, angażując się w prosperujące projekty, w najlepszy możliwy sposób wykorzystali osiągnięty podczas kariery majątek i splendor.

Oto i oni, najpoważniejsi kandydaci na 27. Prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej. 

MAREK KOŹMIŃSKI

Opisywany wcześniej, tajemniczy kontynuator polityki Zbigniewa Bońka. 48-latek od samego początku kadencji urzędującego jeszcze prezesa, obejmował ważne związkowe stanowiska: w latach 2012-2016, pełnił rolę wiceprezesa PZPN ds. zagranicznych, a od 2016 roku jest wiceprezesem ds. szkoleniowych. Potrzeby polskich szatni, klubowych jak i reprezentacji, zna z autopsji. W barwach Hutnika Kraków oraz Górnika Zabrze rozegrał przeszło 100 meczów, a z orzełkiem na piersi występował 45 razy. Jednak największą część swojej kariery spędził we Włoszech. Od 1992 do 2002 roku grał w takich klubach jak Udinese, Brescia i Ancona. Mówi się, że to właśnie lata spędzone na Półwyspie Apenińskim oraz zamiłowanie do calcio zapoczątkowały trwającą do dziś przyjaźń i współpracę z prezesem Bońkiem. 

19 lutego 2020 roku, podczas zorganizowanego specjalnie na tę okoliczność briefingu, oficjalnie ogłosił swoją kandydaturę w nadchodzących wyborach na prezesa PZPN. - Z racji otaczających nas uwarunkowań formalnych ten krok wydał mi się naturalny. W gruncie rzeczy wybór miałem między ubieganiem się tu i teraz o stanowisko prezesa związku a zakończeniem jakiejkolwiek współpracy
z federacją
przyznaje w wywiadzie dla „Piłki Nożnej”. 

Koźmiński odniósł się także do drażliwego tematu przestarzałego systemu głosowania: - Pojawiały się wątpliwości co do struktury wyborczej. Chcę merytorycznie przekonywać środowisko do siebie, a nie bawić się w Dziadka Mroza i rozdawanie prezentów czy stanowisk. 

W kwestii programu wyborczego podkreśla, że priorytetem jest wsłuchanie się w głos środowiska – głos kompetentnych, co dzień żyjących piłką (i z piłki) ludzi. Szczególnie tych, zajmujących się futbolem amatorskim oraz kobiecym, gdyż są to najbardziej zaniedbane, a mimo wszystko fundamentalne, sfery piłkarskie w naszym kraju. - Do wakacji program zostanie przygotowany, wtedy publicznie zaprezentuję szczegóły – zapewnia. 

Wiceprezes PZPN ds. szkoleniowych trafnie zauważa, że na jakość zarządzanej przez niego gałęzi szkolenia, jak i całego polskiego futbolu, wpływa ilość wykwalifikowanych, zdolnych dorównać europejskim standardom trenerów. Obecnie, licencję UEFA Pro posiada 211 polskich szkoleniowców. Według Marka Koźmińskiego, potrzeby naszego rynku wymagają przynajmniej 300 takich ludzi:

 - W osiem lat jesteśmy w stanie to osiągnąć, idąc obecnym tempem.

- KozaBus nie pojedzie w kraj, ale zamierzam spotkać się z ludźmi ze środowiska – reprezentującymi piłkę amatorską oraz zawodową. Chciałbym większość przekonać, bo wtedy kolejne lata PZPN kojarzyć będą się w jak najmniejszym stopniu z emocjami, a w jak największym z merytoryką, czyli sportem. – podsumowuje swoje wyborcze plany. Na razie, wszystko rysuje się w różowych barwach. Pozostaje jedynie czekać na równie kolorową rzeczywistość.

CEZARY KULESZA

Według wielu kandydat nr2 i jedyny poważny rywal dla Marka Koźmińskiego. Prezes zarządu Jagiellonii Białystok i wiceprezes PZPN ds. piłkarstwa profesjonalnego, przyjął całkowicie odmienną od swojego konkurenta taktykę. Podczas gdy Koźmiński postawił na przekonanie do siebie przede wszystkim opinii publicznej, Kulesza zdecydował się na bardziej konkretne działanie – przekonywanie delegatów. A ponieważ pełni rolę wiceprzewodniczącego rady nadzorczej Ekstraklasy, poparcie delegatów będących przedstawicielami grających w niej klubów ma niemal zagwarantowane. Aby zwyciężyć w pierwszej turze wyborów, kandydat musi otrzymać co najmniej 60 głosów (czyli ponad 50% ze wszystkich 118 głosów). Każdy zespół najwyższej klasy rozgrywkowej wyznacza 2 delegatów, co daje 32 głosy.

Fakt, że Cezary Kulesza zrezygnował ze zdobywania poparcia całego środowiska, nie oznacza jego zupełnego braku. Prowadzony w latach 90. biznes w branży muzycznej, przyniósł prezesowi Jagi większą rozpoznawalność, a dziś ociepla jego wizerunek i wyróżnia na tle pozostałych kandydatów. Mianowicie chodzi o bycie współwłaścicielem wytwórni płyt Green Star Music, która w owym czasie skupiała najpopularniejsze polskie zespoły disco polo. Czy można w takim razie zaryzykować porównanie do Donalda Trumpa, który w dużej mierze dzięki swojej aktorskiej przeszłości został prezydentem USA? Nie do końca. Kulesza już dawno pokazał, że śmieszny nie jest, a dziś ma ogromne wpływy w polskim futbolu. Całkiem niedługo może się okazać, że to on o wszystkim decyduje.

3 dni po ogłoszeniu startu w wyborach Marka Koźmińskiego, prezes Jagi udzielił wywiadu dla Super Expressu. Zapytany o własną kandydaturę, odpowiedział: - Ja niczego nie potwierdzam. To co było
w środę mnie nie interesuje, bo każdy ma prawo ogłosić swój start.

Na pytanie, czy zgodnie z doniesieniami, podejmuje starania o głosy delegatów, oznajmił: - Nigdzie nie jeździłem. Byłem tylko na gali w Rzeszowie, na której pojawiam się od trzech lat. Siedziałem obok Marka Koźmińskiego, byli też inni członkowie zarządu (PZPN – przyp. JN).

A na próbę uzyskania nieco konkretniejszej odpowiedzi odnośnie jego startu w wyborach, odparł: - Jak będę rozważał i będę czegoś pewny, to się na pewno szybko dowiecie.

ANDRZEJ PADEWSKI

Kolejny wiceprezes PZPN i kolejny kandydat. Padewski działa w strukturach związku od 2000 roku, w międzyczasie zostając członkiem zarządu i przewodniczącym Komisji ds. Piłkarstwa Kobiecego. Aktualnie, od 2016 roku sprawuje wspomnianą funkcję wiceprezesa ds. zagranicznych. Coraz częściej można jednak usłyszeć, że chciałby awansować o stopień wyżej. Jako prezes zarządu Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej, jest w stanie uzyskać pokaźne wsparcie delegatów ze swojego oraz pobliskich wojewódzkich ZPN. Mówi się, że Padewski może liczyć na poparcie działaczy ze Śląska, Małopolski, Podkarpacia i Lubelszczyzny, co daje mu niebagatelną ilość 23 głosów. Doniesienia te jednak nie zostały i najpewniej nie zostaną potwierdzone. 

W przeprowadzonym w kwietniu ubiegłego roku wywiadzie dla Gazety Wrocławskiej, prezes DZPN przyznaje: - Padewski nie nadaje się na kandydata. Bo to musi być prawdziwa „postać”. Podoba mi się niemiecki model. Tam jest właśnie namaszczenie i kontynuacja władzy. A na pytanie o pomysł trzeciej kadencji dla Zbigniewa Bońka, stwierdził, iż: „To byłby dobry krok dla polskiej piłki”.

Na ten moment, o zamiarach Andrzeja Padewskiego wiadomo tyle, że  tak naprawdę nic nie wiadomo.

BOGUSŁAW LEŚNODORSKI

Ostatnim najpoważniejszym i pierwszym niezwiązanym w żaden sposób z PZPN-em pretendentem jest Bogusław Leśnodorski. W 2014 roku, stając się współwłaścicielem Legii Warszawa, zapoczątkował jeden z najlepszych okresów w historii stołecznego klubu. Pod jego wodzą, wojskowi
w ciągu trzech lat zdobyli 3 mistrzostwa i puchary Polski, 3 razy brali udział w rozgrywkach Ligi Europy, a w 2016 roku zajęli 3. miejsce w fazie grupowej Ligi Mistrzów, m.in. dzięki pamiętnemu remisowi 3:3 z Realem Madryt. Wychodzi na to, że trójka to szczęśliwa cyfra dla Leśnodorskiego. 

Piątka także jest niczego sobie. W końcu przez 5 lat (od 2012 do 2017 roku) sprawował funkcję prezesa zarządu Legii, osiągając ogromny sukces finansowy i wizerunkowy. Natomiast w październiku 2019 roku, Leśnodorski wystąpił w roli gościa specjalnego w audycji „Eleven w Newonce”. Podczas niej zapowiedział, iż za 5 lat, gdy piłkarze stanowiący dziś o sile polskiej reprezentacji zawieszą buty na kołku, nastąpi przełom w polskiej piłce. Wówczas, z chęcią będzie ubiegać się o stanowisko prezesa PZPN. Plany Leśnodorskiego wykluczały zatem start w nadchodzących wyborach. Jednakże w ubiegłym miesiącu, będąc gościem programu Hejt Park w „Kanale Sportowym”, zaktualizował swoje zamiary:
- Wcześniej, gdy Marek Koźmiński zdecydował się kandydować, stwierdziłem, że jest to świetna sprawa i kibicowałem mu. Życie napisało jednak zupełnie inny scenariusz. Najbliższy rok będzie przełomowy. Obiecałem swoim wspólnikom w kancelarii, że nie będę kandydował w 2020 roku, bo mamy naprawdę dużo pracy w firmie. Wydaje mi się, że za rok może być odpowiedni moment. 

Jeśli zatem okaże się, że kadencja Zbigniewa Bońka zostanie przedłużona do 2021 roku, możemy spodziewać się kolejnego uczestnika w wyścigu po posadę prezesa PZPN.

Bogusław Leśnodorski to zaskakujący i bardzo ciekawy kandydat. Niezwiązany do tej pory z federacją, może wnieść powiew świeżości między, jak to sam nazywa, „ludzi starszego pokolenia, którzy robią wszystko, żeby trwać”. Skoro potrafił odnowić oblicze Legii, dlaczego miałby nie odnowić całej polskiej piłki?

RADOSŁAW MICHALSKI, ROMAN KOSECKI I MACIEJ SAWICKI

Pierwszoplanowi kandydaci już za nami. Teraz czas na nieco owiane plotką, aczkolwiek nadal  intrygujące propozycje Michalskiego, Koseckiego i Sawickiego.

Radosław Michalski jest 28-krotnym reprezentantem Polski. W koszulkach Legii Warszawa i Widzewa Łódź rozegrał przeszło 230 meczów. Piłkarską karierę zakończył w 2006 roku w cypryjskim Apollonie Limassol, a od 2012 roku sprawuje urząd prezesa Pomorskiego Związku Piłki Nożnej. Można domniemywać, że jego kandydatura, podobnie jak w przypadku Andrzeja Padewskiego, miałaby się opierać na sprawowanej funkcji. Wciąż jednak pozostaje to w sferze domysłów. W wywiadzie dla „Trójmiasto.pl” Michalski oznajmił, iż „na ten temat jeszcze nie zaczynamy rozmów, a to, co się pojawia, to tylko plotki.” 

Romana Koseckiego chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Po wyjeździe z Polski w 1990 roku, grał
w takich klubach jak turecki Galatasaray, hiszpańskie Osasuna Pompeluna oraz Atletico Madryt, czy francuskie Nantes i Montpellier, kończąc karierę na amerykańskim śnie w barwach Chicago Fire. Oprócz tego, w latach 2005-2019 był posłem na Sejm V, VI, VII i VIII kadencji, a od 2012 do 2016 roku pełnił funkcję wiceprezesa PZPN ds. szkolenia. 

- Miałem bardzo dużo zajęć, nie było czasu na prywatne sprawy. Teraz zajmę się głównie swoją ukochaną akademią, Kosą Konstancin. Mam też inne pomysły, ale zobaczymy, co z tego wyjdzie. – przyznaje tuż po ogłoszeniu wyników zeszłorocznych wyborów parlamentarnych, w rozmowie dla „Onet Sport”. Czy jednym z planów Koseckiego może być zatem kandydatura na prezesa PZPN?
- Nie chcę mówić „nie”, z drugiej strony nie chcę składać żadnych deklaracji. – stwierdza.

Maciej Sawicki od 2012 roku piastuje stanowisko sekretarza generalnego PZPN. Posiada tytuł MBA (Master of Business Administration) Uniwersytetu Warszawskiego oraz Uniwersytetu w Illinois i jest absolwentem Harvard Business School. Niektórzy określają go jako drugą najważniejszą osobę
w związkowych strukturach. W jego kompetencjach leży m.in. wykonywanie uchwał i decyzji Zarządu oraz Komisji PZPN, a także utrzymywanie kontaktów między PZPN a międzynarodowymi organizacjami piłkarskimi i związkami wewnątrzkrajowymi. W głównej mierze, to dzięki niemu Polsce przyznano dwa finały Ligi Europy (w 2015 roku - w Warszawie i 2020 roku - w Gdańsku), czy mistrzostwa świata U-20. Wiele wskazuje jednak na to, iż posada prezesa PZPN nie znajduje się w kręgu jego zainteresowań.
- Kiedy przyszedłem do PZPN, umówiłem się na coś z panem Bońkiem. I będę z nim do ostatniego dnia, czyli dnia wyborów na nowego prezesa PZPN. Wymienianie mnie wśród potencjalnych kandydatów przyjmuję jako wyraz docenienia środowiska piłkarskiego za to, co robię dla rozwoju piłki nożnej
w Polsce. Nie wyobrażam sobie jednak, żeby kandydować na prezesa PZPN i robić to jako urzędujący sekretarz generalny i aby ze stanowiska zarządczo-operacyjnego zrobić stanowisko polityczne. Jeśli tak miałoby się zdarzyć, musiałbym wziąć urlop lub zrezygnować ze stanowiska. A ja nie zamierzam, bo mamy co robić. –
podsumowuje w wywiadzie dla Weszło Junior dywagacje, na temat swojej kandydatury.

 

TAGI

Inne artykuły